...z kilku powodów:
a) Zabawy z czasem (żonglerka czasem jest niesamowicie nośnym tematem) - tutaj będącej efektem podwójnej linii fabularnej i jej inwersji;
b) bardzo ciekawej tematyki (gdzieś wyczytałem, że amerykańscy neurolodzy i psychiatrzy uznali ten film za jedno z wierniejszych odwzorowań prawdziwego przebiegu choroby);
c) mrocznego, ciężkiego klimatu niesamowicie kontrastującego z piękną, zawsze słoneczną pogodą (identyczne wrażenia mam podczas oglądania serialu "Dexter";
d) film uświadomił mi, jak ważna jest ludzka pamięć w autoidentyfikacji. Poza tym fajnie pokazuje, że pamięć jest czymś szalenie względnym i czymś, czym sami się posługujemy w sposób, który nam akurat odpowiada.
Rany, pewnie tych powodów byłoby więcej, ale te mi przychodzą teraz do głowy ;)
Jeśli ktoś ma inne przyczyny, dla których o filmie nie potrafi zapomnieć, zapraszam do wpisu! :)
Aha - ja film oglądałem pewnie z 7 razy i za każdym razem zupełnie w niego wsiąkam.
Film oglądałam wczoraj (dopiero ;)) drugi raz. Ale mogę podać rzecz, która na mnie zrobiła wielkie wrażenie, a chodzi mi o to, jak człowiek jest bezbronny wobec takiej choroby i jakim łatwym celem manipulacji może się stać. W pewien sposób przerażające są sceny z Natalie - kłótnia i taz kuflem. Pozdrawiam :)