Odstawmy na bok sam pomysł, bo albo się podoba albo nie. Darabont chciał pokazać zachowanie ludzi w potrzasku, a wyszło jakieś groteskowe przerysowanie głuptaków z innych horrorów. Nie zaobserwowałem tu nic nowego, wszystko było płytkie, dramaturgia prawie żadna. Może problem tkwi w tym że znudzony jestem głupotą Amerykanów i pokazane przez Darabonta postacie były beznadziejnie śmieszne. Miał być dramatyczny horror wyszło coś w stylu Martwicy Mózgu...w sumie nie uważam czasu spędzonego w kinie za stracony, bo się zdrowo pośmiałem.
Najbardziej ubawiła mnie postać Williama Sadlera i jego ciągłe krzyki z przerażenia, no po prostu komedia, nie lepsza była Marcia Gay Harden, jej postać była tak niewiarygodnie płaska jak Jola z Big Brothera..
Jak na horror to kulał również scenariusz, bo nie zostało pokazane co stało się z grupką tych którzy wyszli wcześniej, której przewodził Andre Braugher...
a potwory?? słabiutkie, ledwo powstrzymałem się od śmiechu widząc tego monstera rodem z Jurassic Park który spacerował sobie przez las pod koniec filmu...
Może gdybym miał lat kilkanaście, ten film by mnie ruszył...tylko pokolenie MTV może się czuć zadowolone.