Prócz dobrych i bardzo dobrych nowel Stephen King próbował swoich sił w krótkich opowiadaniach w stylu Edgara Alana Poe, jednak z bardzo słabym skutkiem.
"Mgła" jest jednym z tych miernych opowiadań. Jak wiadomo "z g* bata nie ukręcisz" tak i z kiepskiej prozy nie da się zrobić dobrego filmu.
Właściwie to wszystko co trzeba wiedzieć o tym filmie.
Nie zgadzam się. Krótkie opowiadania Kinga uważam za bardzo dobre. King na ogół jest znany z powieści o objętości cegły, a jednak, jego opowiadania są zwięzłe i co najważniejsze ciekawe. Mgła to bardzo dobre opowiadanie, liczba wątków w nim zawartych i sam pomysł nie pozostawia jak dla mnie nic do życzenia.
Szanuję Twoją, jakże odmienną opinię. Kto wie - może gdybym nie czytał nigdy dzieł takich twórców jak E.A. Poe, H.P. Lovecraft, czy Robert Sheckley byłbym tego samego zdania?
Z krótkich opowiadań Kinga podobało mi się jedynie kilka, a reszta na powyższym tle wypada słabo, lub bardzo słabo.
Fenomen dzieł Kinga to (tak jak napisałeś) bogactwo wątków + świetnie napisane postacie. Tylko że do tego mistrz grozy potrzebuje "powieści o objętości cegły". JEDYNYM wyjątkiem, który znam jest jedynie zbiór 4 opowiadań znany w polsce pt. "Skazani na Shawshank".
Wracając jednak do filmu to postać pobożnej wariatki jest jedyną wartą uwagi w całym filmie. Jednak gdyby nie była tak wyrazista film nie miałby darmowej reklamy jako "skandalizujący antyreligijny film". Z drugiej strony można było rozwinąć inne postacie ale to wymagałoby premii dla scenarzysty którą przepultano na efekty specjalne.
PS
Jedyną sceną, która naprawdę mnie przypadła do gustu to ta, w której ojciec z synem i kimś beztrosko jadą do sklepu, a z naprzeciwka nadjeżdżają pojazdy wojskowe, które wiadomo co zwiastują.
Za to wiele scen po sfilmowaniu objawiło całą swą karykaturalność. Choćby atak "owadów" po wdarciu się przez szybę. Całe szczęście że zmieniono kilka "perełek" (np zabicie "pterodaktyla" dwoma puszkami środka na owady). Natomiast końcowa gafa-scena której King nie popełnił (wkracza armia) rozłożyła film na łopatki. Więcej tu z Monty Pythona (polowanie czołgiem owady) niż Stephena Kinga.
Co do ostatniej sceny, to te czołgi wydają się całkiem normalne, w końcu to wojsko, a i nie same owady były problemem więc poważne działo i pancerz jest całkiem na miejscu. Zasadność zmiany końcówki opowiadania może być faktycznie dyskusyjna, ale za wielki błąd raczej tego nie uznaję.
Gdybym był dużym robalem z mgły to raczej nie czekałbym na drodze, aż mnie rozjadą/ostrzelają czołgiem. Gdybym był małym robalem z mgły nie czekałbym przy drodze, aż mnie spalą/rozdepczą. Tymczasem armia sunie gęsiego drogą, niczym brygada remontowa.
Z drugiej strony gdybym był wojskowym to (o ile nie potraktowałbym całego ternu atomem) głównego bohatera zabiłbym jako potencjalnie zainfekowanego (zataczanie, się nieartykułowane krzyki itd).
Heh, no nie. Nie przekonałeś mnie:) dalej nie widzę w tym nic nie logicznego. Ale lepiej nie schodzić w tematy uzbrojenia i taktyki, bo niedługo zaczniemy analizować prędkość lotu pterodaktyla we mgle i bez :))
O, nie mam zamiaru gloryfikować Kinga, kto go czytuje ten zna jego wady. Ale i daleki jestem od specjalnego wywyższania Lovecrafta, czy Poego – jakkolwiek klasycy, to jednak czas robi swoje i ich styl nie każdemu może przypaść do gustu. Ja na przykład wolę nowocześniejszego Clive’a Barkera.
„Fenomen dzieł Kinga to (tak jak napisałeś) bogactwo wątków + świetnie napisane postacie”- Tego akurat nie napisałem, odniosłem się jedynie do ilości wątków w samej Mgle. Dobrze nakreślone postacie – to fakt, u Kinga to standard.
Reasumując, nie widzę jakichś specjalnie negatywnych aspektów opowiadania, więc nie zgadzam się, że na jego podstawie nie można nakręcić dobrego filmu.
To polecam Roberta Sheckleya. Wiele z nich klimatem przypomina jaunting, tylko że jest naprawdę dobra.
Co zaś się tyczy Lovecrafta i Poe to faktycznie nie wszystko zniosło próbę czasu, ale to co przeszło ją pomyślnie z całą pewnością przetrwa większość opowiadań Kinga w tym i zapewne mgłę.
Dobranoc