Przyznam, że z oporem przystepowałem do oglądania filmu. Ocena na Filmwebie słaba, komentarze niepochlebne. W połowie filmu myślę:
" Ale szmira, kolejny film który chce zbić kasę na ataku na chrześcijaństwo" (Które łatwo atakować bo słabo się broni w porównaniu do Islamu i Judaizmu).
Po zobaczeniu końcówki... Świętny film. Dlaczego?
Pokazuje co z ludzmi się dzieje w sytuacji beznadziejnej, pokazuje słabości i ułomności umysłu ludzkiego. Nie chodzi konkretnie o chrześcijaństwo. Ta nawiedzona babka to jedynie symbol według mnie.
Nie chce zanudzać innymi przemyśleniami, napisze tylko o końcówce która wedlug mnie jest na swój sposób pozytywna. Dlaczego?
Główny bohater przez cały film walczy, z potworami, ze "złymi ludzmi", kieruje się zasadami życiowymi (wyprawa do Apteki po leki, próba ochrony żołnierza). Pokonał tyle przeciwności. Postanowił zaryzykować wszystko dla ostatniej szansy, ucieczki... I to On pierwszy w samochodzie zwątpił, poddał się, zamiast wyjść z samochodu poszedł na skróty (wiem, wiem obiecał synowi, że potwory go nie dorwą).
Za to zwątpienie w samego siebie spotkała go kara, gorsza niż śmierć. Może jestem dziwkak ale końcówka zamiast mnie zdołować podsuneła mi do głowy jedną myśl:
"NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJ"
Jeżeli ktoś się nie zgadza lub ma jeszcze szerszy pogląd niż ja zapraszam do komentowania.
Pozdrawiam
Łukasz