Ponieważ zakończenie filmowe było takie... definitywne, King (SPOILER) zakończył swoje opowiadanie tak, że dalej wędrowali samochodem, nie wiedzieli, czy czeka ich śmierć czy życie, i to było lepsze. Bardziej mi się podobało, a film... to co z tego zrobili... nie dość, że musiałam całe półtorej godziny męczyć się nad ackją w supermarkecie, to dla mnie spieprzyli koniec. Takie jest moje zdanie. A zabicie syna? To żadna łaska, ja bym nie potrafiła tak zrobić choćby nie wiem co:/ Zawsze jest nadzieja, o życie się walczy, bo w końcu i tak wszyscy umrą, życie jest jedyną wartością.
"A zabicie syna? To żadna łaska, ja bym nie potrafiła tak zrobić choćby nie wiem co"
Łatwo Ci to napisać, ale podczas Drugiej Wojny bardzo częste były sytuacje, gdy matki zabijały swoje dzieci, by oszczędzić im dużo gorszego losu. W filmie Dreyton zrobił dokładnie to samo.
"Zawsze jest nadzieja, o życie się walczy"
Sęk w tym, że oni po tym co widzieli nie mieli prawa mieć nadziei. Łatwo jest głosić takie puste frazesy wiedząc, że zaraz wyskoczy cała dywizja US Army i mgła się rozwieje, ale oni tego nie wiedzieli, i przypuszczać tego nie mogli.
"bo w końcu i tak wszyscy umrą"
Prawda, ale ważne jest także jak się umrze. Każdy normalny człowiek wolałby zginąć w sposób szybki i bezbolesny, niż umierać długo i wyjąc z cierpienia.