Płynął tą łódką, płynął i płynął... A jak w końcu dopłynął do tego brzegu, to zostawił dziecko w łódce, zamiast biec z nim do szpitala. A przecież liczył się czas. No niby poszedł szukać lekarza, ale przede wszystkim stękał, jak to go ta żmija ucięła. I ucięła i ucięła i ucięła... Słuchać się tego nie dało. Przy tym człapał jak stary dziadek, jakby miał 80 lat, a to był facet przed sześćdziesiątką. Zakładam, że chciano pokazać bohaterstwo dziadka i obojętność młodych, ale wyszło to kiepsko. Film się po prostu zestarzał. Dziś 60-, a nawet 70-latkowie to często żwawi panowie, a filmy kręci się inaczej, tzn. nie ma przydługawych i nudnych ujęć płynięcia, albo przybijania kutra do brzegu.