Arie Posie dokonał w swoim debiucie kinowym cudu. Nie dość, że zgromadził na planie niezwykle znane i cenione nazwiska to jeszcze tego nie sknocił i zrobił naprawdę dobry film!
"Miłego dnia" to gorzka i ponura satyra na współczesną cywilizację, która karmi się pozorami, maskami i sztucznie indukowanym szczęściem. Zanika komunikacja, zanika poczucie więzi. Ludzie zupełnie siebie nie zauważają. Można popełnić samobójstwo, pod nosem rodziny, a przyjęcie będzie trwało dalej. Można zostać porwanym przez bandę wyrostków, a matka w najlepsze zastanawiać się będzie czy ta długość welonu to jest rzeczywiście to, czego pragnie na swoim nowym ślubie. Ostre, mroczne i zabawne spojrzenie na współczesną Amerykę, gdzie zamiast rzeczywistej więzi ważne staje się sława (kosztem rodzinnej harmonii), uzależnienie (od stylu życia lub też leków), młodość (zwłaszcza jeśli już się ją straciło).
Cała plejada gwiazd i gwiazdeczek robi dodatkowe wrażenie i większość sprawuje się co najmniej dobrze, jeśli nie bardzo dobrze.
Film nie jest doskonały. O nie. Czasami jest zbyt oczywisty, innym razem zbyt przekombinowany. Jednak jak na debiut, "Miłego dnia" sprawuje się bardzo dobrze.
Pozytywne zaskoczenie.
"nie sknocił i zrobił naprawdę dobry film!" niet
"Jednak jak na debiut, "Miłego dnia" sprawuje się bardzo dobrze." tak
w jednej wypowiedzi są dwie oceny słowne pierwsza moim zdaniem zbyt pochlebna
Film trzyma przyzwoity poziom ale brak w nim jakiegokolwiek klimatu. Wszyscy bohaterowie myli ząbki plastikową pasta stąd zalatuje od nich sztucznością.
Aby nie czuli się jak laka barbie w swoim domku otulono ich od metra w sloganowe wyświechtane morały tadam pseudo mądry filmik
ot taka produkcja dla dojrzewających myślowo nastolatków, owszem jak na debiut sprawoje sie dobrze ale nic ponadto
pozdrawiam