Z filmu można odnieść najwięcej przyjemności, jeśli nie traktuje się go jako ekranizacji Prousta, która jest w zasadzie niemożliwa. Porównywanie tego filmu do pierwowzoru literackiego może zabić całą przyjemność z oglądania go. Lepiej cieszyć się nim jako niezwykle zmysłowym i niegłupim melodramatem.
Wydaje mi się, że film dosyć dobrze oddaje osobowość Prousta. Chyba masz lepsze relacje z książką i nie potrafisz ich przełożyć na inny język niż literacki.