Z niemożliwego do sfilmowania arcydzieła literatury FRANCUSKIEJ, reżyser... teatralny - ANGLIK - wykroił kiepski scenariusz, wyreżyserował go NIEMIEC, za kamerą stanął SZWED, zagrali WŁOSZKA, ANGLIK, FRANCUZI... Każdy gadał w swoim języku, więc trudno, by cokolwiek tu się zazębiało. Sytuację pogorszyły jeszcze postsynchrony, bo za zbyt wielu aktorów głos musiał po prostu podkładać ktoś zupełnie inny, a do tego dźwięk często nie pokrywa się z ruchem ust.
Żal plejady wspaniałych aktorów, zwłaszcza Delona, który stale wybałusza tu gały, jakby zdziwiony, że skrzeczy wysokim, obcym głosem...
Jedynym atutem filmu są piękne wnętrza i kostiumy z belle epoque.
A weźmy taką "Miłość" Hanekego. Reżyseruje NIEMIEC, zdjęcia robi IRAŃCZYK, grają (i gadają w swoim języku) FRANCUZI (stare dziady) - plus jeden ANGLIK i PORTUGALKA. W dodatku wnętrza i kostiumy zupełnie niepiękne. Zgroza.
Może ktoś inny się zlituje i wskaże ci absurdalność takich "analogii".
A ode mnie tylko rada: staraj się nie naginać faktów, nawet do mądrzejszych twierdzeń - bo to naginanie zawsze najbardziej rzuca się w oczy i szkodzi tym twierdzeniom, zamiast je wspierać.
Żartowałeś, okay...
Rozumiem, że film ci się podobał, więc teraz, najlepiej jak potrafisz, starasz się go bronić przed krytyką. Ale zamiast się wyzłośliwiać, lepiej przyjąć do wiadomości, że nie każdemu będzie się podobało to samo, co tobie. Bo choćbyś "dla żartu" wymienił tysiąc filmów z miłością w tytule, nie zmieni to faktu, że na planie akurat tego filmu ekipa się nie rozumiała wystarczająco dobrze, co wyraźnie widać na ekranie...
Moja rada była całkiem serio, bo mam nadzieję, że poza żartami, które tu wypisujesz, także myślisz, więc skorzystasz z niej przy innych okazjach. A jeśli rzeczywiście gustujesz w takim kinie to polecam filmy Ophulsa, albo Ivory'ego, a także Wiek niewinności, House of Mirth... itp. - będziesz miał skalę porównawczą.
oprócz tego ze Delon jak zawsze jest tragiczny , to taki francuski Bieber ( jak to mówią laski ale śliczny) grać nie umie
Delon jak zawsze tragiczny? Na czym opierasz swoją opinię ? Na obejrzeniu jednego filmu?
widziałem wiele filmów z Delonem , w żadnym nie przykuł mojej uwagi. A ten jest chyba jedynym stojącym klasę wyżej od zwykłych spod sztancy tłuczonych - no i oczywiście Lampart . Delon podobał mi się w "Asterixie na olimpiadzie" bo wyśmiewał się sam z siebie.
Powiem szczerze, że legenda Delona pozostaje dla mnie nadal zagadką. Niebrzydki chłop, ale żeby aż tak mdleć... Gary Cooper większy wyrzut hormonów u mnie powoduje.
[Gwoli ścisłości, mówię tutaj o rolach lwów salonowych u Coopera, nie o kowbojskich produkcjach ;) ]
Odczucia niestety podobne jak przy 'Niebezpiecznych związkach' z Malkovichem - po czorta tyle tego omdlewania. Nie bierze mnie ten typ literatury. Dodatkowo ostatnio zdmuchnęłam kurz z egzemplarza 'Czerwonego i czarnego' Stendhala - i pomimo interesującego wątku 'dorabiania się' - czytałam tę książkę kilka tygodni. Może nie mam typowych odruchów dziewczyńskich, może nie mam szacunku do wieszczów. W przeciwieństwie do Maeterlincka, który idzie mi piorunem, opisy nieszczęśliwych miłości nie działają u mnie.