Może to i jest pierwszy film sci-fi w reżyserii Jeffa Nicholsa, zrealizowany do tego pod okiem Warner Bros., ale reżyser nie zaprzedał duszy diabłu, nie zapomniał o tym, co czyniło jego wszystkie poprzednie filmy pozycjami wyjątkowymi. Wychowany w amerykańskim pasie biblijnym, zawsze osadzał fabuły swoich filmów w rodzimym stanie Arkansas, na pierwszy plan wysuwając w nich relacje międzyludzkie, zazwyczaj duży nacisk kładąc na wątki rodzinne.
Wszystko to jest w „Midnight special” - dziecko wyrwane ze szponów religijnego kultu, bezwarunkowa miłość ojca i matki do syna, poświęcenie wszystkiego, żeby uczynić jego życie lepszym, a wszystko to opowiedziane w charakterystycznym dla Nicholsa stylu, nieco powolnym, nie gnającym do przodu, odkrywającym przed widzem wszystkie karty przy pomocy małych kroków, nie robiąc jednak przy tym zbyt wiele zamieszania, bo najważniejsze i tak są relacje pomiędzy bohaterami, operowanie klimatem, techniczna maestria i zapadające w pamięci obrazy.
Jednakże, nie da się ukryć, że jest to najbardziej efekciarski film w jego karierze, jest pościg samochodowy, pojawiają się strzelaniny, deszcz meteorytów pustoszący stację paliwową na bezludziu, jest w końcu stworzona głównie w komputerze pewna wizja, którą zachowano na finał opowieści. To jednak tylko ozdobniki, bo jak to już zostało powiedziane, najważniejsi u Nicholsa pozostają niezmiennie ludzie.
http://kinofilizm.blogspot.co.uk
Więcej recenzji i innych materiałów o kinie:
https://www.facebook.com/pages/Kinofilia/548513951865584