Piękne zdjęcia, piękne konie i tyle. Jednak po dokumencie o gościu, który trenuje konie do filmów spodziewałam się trochę więcej, jakichś zdjęć z planu, jak to zrobił że koń zrobił coś tam, tymczasem nie wiemy nawet tak na sto procent w jakich filmach grały jego konie, jest sugestia, bo pojawia się seria dwusekundowych migawek z Django, Rambo i jakichś innych filmów, które nie są podpisane. A ta seria to w sumie jakieś 15 sekund... Nie ma opowieści o tym co było najtrudniejsze, o przygodach, pracy z aktorami. Całość można by streścić w jednym zdaniu - jest sobie gość co lubi konie, ma ich kilka i z tego żyje gdzieś na pustkowiu, bo nikt go poza babcią nie lubi...