PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=32954}

Moje wielkie greckie wesele

My Big Fat Greek Wedding
6,4 51 907
ocen
6,4 10 1 51907
5,9 9
ocen krytyków
Moje wielkie greckie wesele
powrót do forum filmu Moje wielkie greckie wesele

Na COŚ.

Jakieś 6 lat temu zaczęłam oglądać ten film i przerwałam, bo początek wydał mi się nudny. Dziś postanowiłam dać mu drugą szansę, bo uwielbiam komedię "Moja wielka grecka wycieczka" z tą samą aktorką w roli głównej.

Niestety, mnie osobiście film zawiódł.

Przez cały film czekałam, aż nastąpi jakiś istotny moment, zwrot akcji.

Że główna bohaterka wyjedzie do Grecji i to tam przypadkiem wpadnie na mężczyznę swojego życia, w którego wlepiała gały w rodzinnej restauracji. Tak, byłoby to naciągane, wręcz niewygarnianie, ale hej! Życie pisze bardziej niesamowite scenariusze ;)

Że ojciec będzie próbował jakoś bardziej zniechęcać i odstraszać przyszłego zięcia, z czego wynikną bardziej zabawne i widowiskowe akcje.

Że babcia, przynosząc w noc przed ślubem wnuczki tajemniczą szkatułkę, wyjmie z niej stare zdjęcie jakiegoś nie-Greka, który był jej pierwszym mężem i okaże się, że to wywróci wartości rodziny do góry nogami, bo nie są czystej krwi Grekami.

Że któreś z zakochanych w końcu coś powie, sprzeciwi się - no błagam, rodzina rodziną, ale ja bym chyba zwariowała, jakby bez mojej wiedzy cała rodzina organizowała najdrobniejsze szczegóły ślubu, kolczyki, zaproszenia, salę, wszystko pod siebie i bez mojej wiedzy. Gdzie tu werwa? Czemu główni bohaterowie wszystko przyjmowali z taką pokorą? No i ta msza po grecku, gdzie strona pana młodego, a nawet sam zainteresowany nie rozumiał, co się dzieje - dla mnie to przykład tego, do czego prowadzi za daleko idąca poprawność polityczna. Grecka rodzina oczekiwała całkowitego zaakceptowania ich tradycji i kultury (pan młody przyjął nawet chrzest w ich obrządku!), nie dając tego samego w zamian ludziom, do których kraju przecież sami się przeprowadzili. Nawet nie starali się tego dać. Ale wracając do wcześniej podjętego wątku - tego najbardziej mi brakowało - sprzeciwu. Wykazania minimum inicjatywy i wywalczenia własnego zdania.

I w końcu - czekałam, aż okaże się, że para młoda nie przybędzie na ślub. Że ucieknie gdzieś w siną dal, szczęśliwa, samodzielna.

Film może i momentami zabawny. W ciekawy sposób pokazał też grecki sposób życia w różnych jego aspektach. Ale tego, że małżonkowie nie sprzeciwią się praktycznie ani razu, że zaczną żyć pod dyktando rodziny, ba - nawet zamieszkają koło niej, okno w okno - tego się nie spodziewałam. Rozumiem, że taka może jest mentalność Greków i to za zadanie miał pokazać film. Ale osobiście tego nie kupuję. I żeby chociaż główna bohaterka wyciągnęła jakieś wnioski, przełożyła je na swoją córkę i pozwoliła jej, zamiast do szkółki chodzić na inne zajęcia - przecież sama tego chciała, będąc dzieckiem! Zamiast tego, film przedstawił klasyczny "schemat boleborzański", choć oczywiście, nie w tak tragicznym znaczeniu. Ale jednak - szkoda. Według mnie film miał ogromny, niewykorzystany potencjał.

Mimo to, dam tej historii jeszcze jedną szansę - może druga część filmu coś zmieni? Mam nadzieję, że tak :)

palenaj

Po prostu przesłanie filmu jest zupełnie inne- miało za zadanie pokazać, jak ważna jest rodzina. Młodzi postawili na swoim w najważniejszej kwestii - kwestii bycia razem mimo początkowego niezadowolenia rodziny. A sala, tradycje, sukienki... to tak naprawdę w zawieraniu ślubu rzeczy kompletnie drugorzędne, o czym dzisiejszy świat dążący do doskonałości zazwyczaj zapomina. Bohaterowie pozwolili więc bliskim zorganizować ten dzień. Cieszyli się tym co najważniejsze, czyli sobą. To film o miłości, która pokonuje poglądy, uprzedzenia, również dziwactwa. Rodzina z miłości do Touli mimo oporów zaakceptowała Iana. Toula z miłości do rodziny zaakceptowała ich wizję własnego wesela. Ian z miłości do Touli zaakceptował jej specyficzną rodzinę. I to jest piękne.

sprinterka

Nie przeczę, że to jest główne przesłanie filmu. I rozumiem, że w rodzinie czasem trzeba iść na ustępstwa. Ale ustępstwa, których dokonali główni bohaterowie na rzecz rodziny Touli są i tak nieporównywalnie duże w stosunku do jednej drobnej rzecz w zamian: żyjecie na obczyźnie, więc zaakceptujcie, że wokół są nie tylko Grecy i jeden czy drugi może wejść do rodziny. Przyjmowanie chrztu w danych obrządku, msza prowadzona w języku, którego nie znał sam pan młody, decydowanie o najdrobniejszych kwestiach bez ich udziału - po prostu brakowało mi w głównym bohaterach większego samodecydowania o sobie i swoim weselu :)! Choć może nadmiar irytacji wynikał z tego, że sama podobne doświadczenia mam na świeżo. Niemniej, myślę, że film mógł być ciekawiej poprowadzony, ale szanuję zdanie osób, które są nim zachwycone :)

palenaj

Tak, ale zauważ, że właśnie na tych dziwactwach ojca Touli, zakochanego bez reszty w swoim pochodzeniu opiera się cały komizm filmu. Gdyby był on rozsądny i liberalny byłby to film obyczajowy, w dodatku średnio ciekawy – ot typowe planowanie wesela. Poza tym w moim odczuciu jest przedstawiony uroczo, nie prześladuje Amerykanów, nie obraża, nie próbuje za wszelką cenę „zutylizować” Iana – tylko żyje przeświadczeniem, że każdy nie – Grek marzy o byciu Grekiem. Mi osobiście film się bardzo podobał, był taki swojski – w końcu wielu z nas ma kochającą ale pokręconą rodzinkę;) Ale jak jesteś na świeżo z podobnymi doświadczeniami to rzeczywiście film może lekko irytować – nikt nas tak nie kocha jak rodzina, ale i nikt nie potrafi tak wyprowadzić z równowagi ;-)

palenaj

Nie wiem co Cię dziwi, mało jest Polek przechodzących na islam?
Zakochane w muzułmaninie to od razu: Koran, burka i Allah Akbar.
Tak Ci śmierdzi wschodnie chrześcijaństwo BO MSZA NIEZROZUMIAŁA ale jak Twoi dziadkowie brali ślub na mszy obrządku łacińskiego to niby oni wszystko rozumieli?
No wybacz, ale zarzuty są po prostu z dupy.

Gats_2

Nic mi nie śmierdzi, a na pewno nie chrześcijaństwo we wschodnim obrządku :) To, że moi dziadkowie brali ślub po łacinie to była kwestia czasów: wszyscy w Polsce w obrządku katolickim brali ślub po łacinie, a nie jedynie konkretna grupa imigrantów, także to znacząca różnica. Poza tym nic nie mam do innych wyznań i religii tylko zirytował mnie ten wykorzystany w filmie motyw. Polski wychodzące za muzułmanów, Greczynki wychodzące za Amerykanów, życie czy film, każdy robi co chce. Szanuję, że komuś się ten film mógł podobać. Natomiast cała moja powyższa, otwierająca wątek wypowiedź sprowadzała się przede wszystkim do tego, iż oczekiwałam po tym konkretnym filmie, zachęcona innym obrazem z tą samą aktorką, więcej zaskakujących momentów, których tu moim zdaniem nie było i których mi brakowało. Co więcej - wydaje mi się, że wystarczająco dokładnie wyjaśniłam swoje argumenty, tak więcej, jak to ładnie ująłeś "z dupy" jest co najwyżej twój niekulturalny komentarz ;)

palenaj

Ta KONKRETNA GRUPKA IMIGRANTÓW to ludzie kultywujący własną tradycję i wiarę. Nie ma obowiązku podległości kulturowej wobec nowej ojczyzny, zwłaszcza takiej jak USA, która jest tyglem narodowości bez własnej tożsamości, spojonym tolerancją wobec nierozumianych i odrzuconych - takich jak uchodźcy:)

I dziwię się, że gdy kultura masowa tak mocno akcentuje obecnie szacunek wobec własnej MAŁEJ OJCZYZNY, kibicuje desperackim próbom utrzymania tożsamości kulturowej w świecie postępującej globalizacji, Tobie przeszkadza pielęgnowanie tradycji przez Greków:)

No dla wierzących ludzi ślub i wesele wg ceremoniału ich religii jest niesamowicie ważnym elementem, koniecznym do zrealizowania według ustalonego schematu. Ja się dziwię że Ty się temu dziwisz. A państwo młodzi nie muszą się buntować - są zakochani, zajęci sobą i to jest dla nich najważniejsze. Bo wesele zorganizowane przez rodziców to jeden dzień a dalej będą żyć po swojemu.

Wybacz, ale wg Twojego scenariusza Toula miała jechać do Grecji i tam niespodziewanie znowu spotkać ukochanego i to nie jest naciągane, naciągana za to jest całościowa organizacja wesela przez jej rodziców.
Umowność filmu - mówi to pani coś?

Poza tym - w swojej pierwotnej wypowiedzi poruszyłaś wiele rozmaitych wątków a ja skomentowałem i odniosłem się do tego konkretnego.

Gats_2

Oczywiście, że nie powinno być obowiązku podległości kulturowej osób z innych krajów, wobec tego, w którym się znalazły (czy w praktyce to obowiązuje czy nie to inna kwestia). Niemniej równocześnie, przy akceptacji odmiennych kultur, adaptujących się w innym środowisku niż ojczyzna, powinna występować równowaga - czyli szacunek do tej nowej kultury, w której się znaleźliśmy. Jeżeli oczekujemy szacunku, należny go również dać, a nie go jedynie oczekiwać, Dlatego moim osobistym zdaniem osoba każdej religii, pochodząca z dowolnego państwa, nie powinna napotykać oporów w kultywowaniu swoich tradycji w nowym państwie, do którego się przeniosła (oczywiście o ile nie są to rzeczy karalne, niezgodne z prawem czy kogoś krzywdzące). Natomiast taka osoba równocześnie ma obowiązek wykazać się szacunkiem wobec kultury kraju, który ją przyjął. Tak więc proszę zauważyć, iż nie przeszkadza mi samo kultywowanie tradycji z rodzinnego kraju, jakim w tym wypadku jest Grecja (co wręcz przeciwnie - jest według mnie godne szacunku i naśladowania), lecz ich brak zrozumienia dla ludzi spoza ich kręgu kulturowego, którzy ich do siebie przyjęli. Taka relacja nie powinna być jednostronna, a tu niestety jest. Nie chodzi o zarzucenie swoich tradycji i wartości na rzecz kraju, w którym się znalazło, lecz o swego rodzaju znalezienie złotego środka, kompromisu. Mam nadzieję, że wyraziłam to jasno :)
Oczywiście, ceremonia zaślubin i wszelkie towarzyszące jej aspekty są dla wielu ludzi ważne. Niemniej myślę, że nikt by na tym nie stracił - ba, obie zderzające się kultury zyskałyby, gdyby podjęto próbę wypracowania choćby drobnych kompromisów. Rodzice zrobiliby ukłon w stronę pana młodego i np. poprowadzili ślub w języku angielskim. Przykładowo, bo mogłoby to być inne ustępstwo. Natomiast nie podobało mi się, że całkowicie nakazano podporządkowanie się pana młodego oczekiwaniom greckiej kultury, nie będąc w Grecji i wiedząc, iż Grekiem on nie jest. Jest to zwyczajnie przykre, bo zakładam, że gdyby sam był pan na jego miejscu, to nawet mając ogromny szacunek do kultury, pochodzenia, religii i rodziny przyszłej żony czułby się pan niemal przedmiotem, który jest niedoskonały i trzeba go obrobić według wizji innych ludzi. Przynajmniej mi by to przeszkadzało, gdybym nawet na własnym ślubie nie rozumiała co się dzieje. Wydaje mi się to takie ludzkie.
A właśnie nie - powinni się zbuntować! Wszak Grecy to naród południowy, bardzo emocjonalny, stąd też oczekiwałabym po bohaterach więcej ikry. Państwo młodzi wcale nie są zajęci sobą. Są zajęci zadowoleniem rodziców panny młodej. I tak, wesele zorganizowane przez rodziców to jeden dzień. Ale wcale potem nie żyją po swojemu (obejrzałeś film do końca?); otrzymują od rodziców panny młodej dom, co jest oczywiście prezentem godnym pozazdroszczenia, jednak jest to kolejny punkt odhaczony na liście dominacji nad tą młodą parą. Rodzice mają ich już zawsze kilka metrów od siebie i zakładam, że wtykali nos w większość aspektów ich życia. Z resztą widać to w samej scenie końcowej. Jak niby żyją po swojemu, jeżeli głównej bohaterce żal było, że w młodości zmuszano ją do uczęszczania do szkółki podczas gdy sama marzyła o robieniu czegoś innego w tym samym czasie, skoro do tego samego nakładani później córkę? I raczej nie dla samego kultywowania tradycji, a aby zadowolić oczekiwania rodziców, którzy mieszkają tuż obok. Nie, tu się nie mogę zgodzić, że potem żyli po swojemu.
Nie powiedziałam, że przedstawiony w filmie scenariusz jest naciągany, tylko nudny i pozbawiony elementu zaskoczenia, które wyczekiwałam. Zdecydowanie nie użyłabym słowa "naciągany". Oczywiście, wizja wylotu głównej bohaterki do Grecji i tam spotkania ukochanego byłaby naciągana, nie przeczę, ale hej - czy nie tego należy się spodziewać po tkliwych komediach romantycznych? I tak oto również umowność filmu obroniłaby tak "naciągany" scenariusz ;)

ocenił(a) film na 10
palenaj

Tak bardzo nie wiesz o czym piszesz, że aż zęby bolą. Na prawdę.
Grecka rodzina to inna rodzina niż polska. Grecy na prawdę są zżyci, a w szczególności Grecy mieszkający za granicą. Powiedzenie im, że mają "iść na kompromis" jest tak idiotyczne - jak powiedzenie Polce, że do ślubu pójdzie w dżinsach. Niby można - tylko po co?

ocenił(a) film na 8
Gats_2

Dobrze powiedziane. Na głównym forum zwróciłem uwagę, że nie jest to film dla szowinistów.

użytkownik usunięty
palenaj

To nie jest film o buncie, a o greckim weselu. Nie pojmuję czemu każdy się musi przeciwko wszystkiemu buntować.

Po prostu zawiódł mnie ten film - sposób w jaki został poprowadzony. Bunt wyrażony poprzez ucieczkę do Grecji, niedojechanie młodych do kościoła - to wszystko byłoby oczekiwanym przeze mnie elementem zaskoczenia, które film by ubarwiło. Ale nie ja ten film tworzyłam, więc nie mogę zmienić fabuły, a jedynie napisać, co moim zdaniem nie grało, a ktoś może się ze mną zgodzić lub przeciwnie. Wiem, że to film o greckim weselu, całkowicie to rozumiem, tytuł nie pozostawia zresztą złudzeń ;) Natomiast nie buntuję się przeciw wszystkiemu, ale to forum dyskusyjne i każdy może skomentować dany obraz wedle własnego uznania - mnie ten konkretny zawiódł.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones