Jak zginął syn?
Od upadku z wysokości na metalowe części?
Zgnieciony od wciągającego mechanizmu?
Od ciężaru mostu?
Dopiero pociąg go zgniót?
Udusił się?
Poparzyła go para z parowozu?
Na skutek szoku/zawału?
Udusił się bo ojciec wyciągnął go dopiero po wielu godzinach?
Czy jeszcze inaczej?
To ważne bo od tego zależy ocena postąpienia ojca.
Gadanie.
Można uznać uznać ojca za winnego zabrania dziecka do "niebezpiecznego" środowiska pracy i niedopilnowania go.
Można winić matkę bo jej nie było.
Można też uznać winnego bachora, który wbrew zakazowi ruszył się z miejsca i wpadł do dziury.
Można uznać winnego maszynistę, bo pociąg był za wcześnie.
Można uznać winnych ludzi bo nie widzieli, nie pomogli i przez to, że oni gdzieś jadą, jedzie pociąg, który zabił dzieciaka.
Szczegóły są ważne.
Jeśli to para z parowozu zabiła dzieciaka to ojciec przekręcając dźwignie jeszcze nie skazał go na śmierć. Miał szansę go uratować. Zbiegł, ale nie zdążył. Druga strona medalu jest taka, że uratował masę ludzkich żyć, bo nie wykoleił pociągu.
Powtarzam, szczegóły są ważne.