...ale jakoś zabrakło jaj, żeby skończyć historię minutę wcześniej. Ostatnia scena imo jest zupełnie zbędna, nie wnosząc żadnej wartości zabiera impakt. Ciekawe, że "wirtualna obecność" Marshalla, który w scenach pojawia się i znika, pomimo tego, że nie jest żadnym środkiem wyrazu odseparowana od rzeczywistości, zupełnie nie wprowadza narracyjnego chaosu i nie przeszkadza w poczuciu ciągłości akcji. Kevin udźwignął, całkiem przyzwoite aktorstwo. Nie wypatrywałbym tu super studium zaburzenia osobowości ani jakiejś głębi, dobrze napisana i sprawnie zrealizowana amerykańska rozrywka.