Mr. Freedom to wzorowy antysuperbohater. Uwielbia seks, broń i niezdrowe żarcie jak każdy szanujący się Amerykanin. Nienawidzi zaś komunistów. W własnym kraju tępi ich jak tylko może. Jego przełożonych niepokoi jednak że w Europie wciąż roi się od takowych. Dlatego nasz heros przyjeżdża do Paryża z misją pacyfikacji czerwonych, a przy okazji stłuczenia każdego komu nie pasuje zachodni lifestyle.

Satyra na USA w wykonaniu Williama Kleina to bardzo gorzkie rozliczenie z krajem w którym się urodził. Na ekranie rządzi przesada: wszyscy mówią krzycząc, noszą kolorowe stroje i zachowują się ordynarnie. Zdarza się jednak iż przystaną by podyskutować o polityce za pomocą frazesów. Celne to wszystko, a jednak za głośne i jakby się zastanowić, zbyt oczywiste. Wcześniejszy film Kleina, "Kim jesteś, Polly Maggoo?" wyśmiewał świat mody bardziej subtelnie.

Warto zobaczyć, bo sprawnie wykorzystano tu konwencję kina komiksowego. Nie brak też nowofalowego klimatu. Wierzę jednak iż stonowanie chaosu obecnego na ekranie wyszłoby filmowi na dobre.