Niech nikt mnie źle nie zrozumie. Bardzo lubię Jokera, doceniam kunszt Ledgera.
Jednak uważam że tak naprawdę Joker jest w swym szaleństwie...dosyć prosty.
To że jest psychopatą i kocha zabijać w imię szeroko pojętych "ideałów" własnych, to mamy podane jak na tacy. Po pewnym czasie trwania filmu już wiemy czego się po nim spodziewać ;)
Że będzie o krok przed wszystkimi. Że gładko udaje mu się przeprowadzić przynajmniej cześć z (nie)zaplanowanych akcji. (On podobno nie planuje, eh:) Będzie tam gdzie sobie założył.
Wiemy że jego celem jest chaos.
Patrząc jednak na BB, TDK i TDKR to Bruce Wayne/Batman wydaje mi się zarówno ciekawszym, bardziej złożonym charakterem jak i paradoksalnie bardziej...niepewnym.
Ktoś odnosi podobne wrażenie?
myślę ,że masz rację tutaj postać od dziecka się kształtuje, czasami są chwile zwątpienia, podbudowanie ze strony Alfreda, a nagle upadek i brak wsparcia ze strony Alfreda , który widzi, że to już nie ten sam Batman , nie ta sama siła i obawa o jego życie. ( moim zdaniem fenomenalnie zagrany Alfred} jednak ta siła co kierowała osobą Brusa Wayna , charakter, osobowość pozwala na to, że Mroczny Rycerz Powstaje, a nie każdy by powstał po takim styraniu
Właśnie:)
U Nolana podoba mi się ten rys psychologiczny Bruce'a. W żadnym z wcześniejszych Batmanów tego nie mieliśmy. Postać Wayne'a była traktowana marginalnie i po macoszemu. Jak się dobrze zastanowić, to nawet sam Batman był na marginesie;) Skupiono się na czarnych charakterach.
Dobrze że zostało to nadrobione i ta wspaniała postać została przedstawiona w pełnej krasie.
Co mnie szczególnie zachwyca w Wayne, to że mimo najstraszniejszych przeżyć zachował cały swój nadzwyczajny altruizm i chęć ratowania życia zupełnie obcych ludzi. Niewdzięcznych, dodajmy. Przecież był w TDK moment kiedy mogliby go rozszarpać na strzępy:/
Serio uważam że Bruce Wayne to taka lepsza Matka Teresa;)
Zwłaszcza w kontekście jej finansowych przewałek.
Wbrew pozorom Batman i Joker są do siebie podobni ;) Zresztą sam Joker to podkreślał
"Nie chcę cię zabić. Co bym bez ciebie zrobił? Wrócił do naciągania gangsterów? Nie, nie, nie... Nie, ty... mnie uzupełniasz."
"Dla nich jesteś tylko dziwakiem... Jak ja!"
White, musisz zagrać w Bacia, tam dopiero zobaczysz rys psychologiczny.
W pewnym sensie, jakby się uprzeć...Że on to dostrzegł;) Joker nigdy nie doceniał swoich wrogów, czy sprzymierzeńców. Wszystkich traktował jak pionki, z góry. To ciekawe że akurat Batmana docenił. Zaskoczyło mnie kiedy SPOILERnagle zmienił zamiar i zdecydował żeby nie ujawniać prawdziwej tożsamości Gacka, choć wcześniej tego żądałSPOILER Zobaczył ile frajdy straciłby bez swego wroga. Nie ma Gacka, nie ma zabawy. Reszta potencjalnych wrogów nie była dla Jokera wyzwaniem:)
To jak Sherlock i Moriarty - jeden bez drugiego nie istnieje :)
Zawsze lubiłam Batmana, jednak jakoś szału nie miałam. W dzieciństwie bardziej lubiłam Spidermana.
Jednak jak zagrałam w to http://www.youtube.com/watch?v=r9fSkcAYyZ8, obejrzałam filmy to dotarło do mnie, co tu tak naprawdę ma epickie klimaty ;p
Ja ogólnie miałam problem z postaciami superherosów. Zawsze było coś co mnie w nich wszystkich wkurzało. Filmy mogły mi się podobać, ale taki jakiś niesmak, bo ja wiem. Faceci w śmiesznych pelerynkach, gatkach na spodniach, no żenada.
Coś mi się odmieniło. Zwłaszcza po obejrzeniu Batmanów Nolana:) Perełka i tyle.
Marzy mi się by Nolan zdecydował się nakręcić wersję z Harley Quinn.
http://www.youtube.com/watch?v=aV8aW_3tJ7A tylko która aktorka byłaby ją w stanie zagrać?
Bonham Carter? Eee, mnie się ona już przejadła w tych swoich mroczniastych kreacjach;) Jakaś świeższa krew by się przydała:P
ja wieem, miałam na myśli w ogóle jakąś młodszą twarz, tyle że właśnie tu jest problem..;)
Hm, nie jestem pewna czy Dormer mimo wszystko dałaby radę, ona dla mnie już na zawsze pozostanie Anną B, tak się mi do tej roli przykleiła :P nic nie poradzę, nie może mi wyjść ten obraz z głowy, hyhy.
Może Dakota F. Ewentualnie.
Wolałabym aktorkę z Wysp...
Wiem :D Grała w Skins i Got - Hannah Murray
http://25.media.tumblr.com/tumblr_lef40njlnY1qg1hdno1_r1_500.png
Oja, a już chciałam mówić że pierwsze na oczy widzę, a to kobita Sama Gożdżik, eheheh.
Teraz to się przeraziłam;)
Aaaa, bo Skins nie oglądałaś. Ja się zastanawiam czy ona tak dobrze gra, czy jednak na serio taka dziwna jest,
Próbka http://www.youtube.com/watch?v=0s8Ycdrms08
jestem w szoku. Nie wierzę że to Goździk!!;)
Wow, niesamowite. Ale ją oszpecili w GoT, dziadostwo;)
co sadzisz o tym aby to Zoey Deschannel albo Charlize Theron grala Harley Quinnzel a Jokera zagral Christian Camargo ?
Przecież o Theron właśni wspomniałam;) A Camargo? Ciężko ocenić. W "Dexterze" był świetny, ale czy dałby radę Jokerowi? Nie mam pojęcia. Stworzyć chociażby równą Ledgerowi kreację to wyczyn nie lada.
wiem ze wymieniles Charlize bo czytalem wszystko od poczatku do konca :) Camargo ma takie wyrazne rysy twarzy , no i momentami w dexie pokazywal szalenstwo .no i jego postura pasuje do Jokera
Rzecz w tym, iż ze wszystkich wrogów Batmana to właśnie Joker najlepiej go poznał. Sam swego czas zastanawiałem się, co takiego pociąga ludzi w Batmanie, że tak go uwielbiają. I chyba wiem. Można w swej duszy (nawet umysł to za mało powiedziane) naprawdę nim chcieć być. Zauważyliście, że popkultura uwielbia mroczne postacie, zjawy (Samara), wampiry (Alucard!!!), wilkołaki... krótko mówiąc mroczne, upiorne zabijaki? Natura człowieka już taka jest, że czujemy, iż fajnie byłoby być choć przez chwilę tym złym, "cool" straszydłem. Wiem, że to zabrzmi trochę dziecinnie moralizatorsko, ale ja głęboko nie wierzę, iż ktokolwiek chciałby naprawdę z człowieka zmienić się w takiego potępieńca, gdyby to naprawdę było osiągalne w realnym życiu. Podobają nam się takie postacie, myślimy "jakby fajnie by nim być", lecz nasze serca uspokajają: "Przecież te nasze wyobrażenia to tylko zabawa, nie traktuję tego poważnie. Nawet za to postrzelone bycie cool nie zapłaciłbym takiej ceny". No właśnie, cena. Konieczność bycia potworem, tudzież potępieńcem, związanym gdzieś po śmierci, lub też niekontrolowanymi instynktami. Niewola własnego życzenia.
A Batman? Batman jest ponad to. Jego mrok, to po prostu mrok serca, umysłu, ale nie w kategoriach "wiecznych". To właśnie jego-nie bójmy się rzec-chora obsesja doskonałości w byciu mścicielem napędza jego treningi zarówno ciała, jak i umysłu. To właśnie spaczona psychika skrzywdzonego dziecka zmusza go do ciągłych ćwiczeń fizycznych, które dały mu niemalże nadludzkie zdolności fizyczne: siłę, zręczność szybkość, skoczność, wytrzymałość... Wszystko daleko wykraczające ponad zwykłego śmiertelnika. A wszystko to efekt po prostu samozaparcia, napędzanego niemożliwym do zgaszenia płomieniem mroku. Idziemy dalej, gadżety. Wszystkie te zabawki, wyrzutnie haków ala Spider-man, szybująca peleryna, najprzeróżniejsze batarangi, zbroje i wiele, wiele innych... To wszystko domowa robota Wayne'a, który jest nie tylko wojownikiem, lecz także naukowcem. Sytuacja się powtarza, przeciętny umysł nie byłby w stanie osiągnąć takiej błyskotliwości i takich efektów jak najbardziej praktycznych (a nie że tylko słowa i ideały)... bez również niemożliwego do zgaszenia motoru napędowego, gdzie paliwem jest mrok.
A wszystko to wciąż pozostawszy "na papierze" śmiertelnikiem. Mrok niejako dał Wayne'owi "supermoce", nie zmieniając go jednocześnie w potępieńca. Nie musi pić krwi, zabijać, pozostał człowiekiem. Myślę, że właśnie dlatego Batman jest tak uwielbiany przez nas wszystkich. W każdym z nas jest taki opisany tu przeze mnie "pociąg" do mrocznych postaci, a tylko przy Batmanie nie uaktywnia się "blokada sumienia". To jedyny "prawdziwie mroczny", którym można chcieć w swej wyobraźni być-bez żadnych, nawet najdrobniejszych wyrzutów sumienia. Batman to uosobienie koncepcji herosa, którego dusza została brutalnie zaatakowana przez zło, a który zdołał to odeprzeć, przy okazji zdobywając na tym nieocenione doświadczenie.
Joker? To jedyny, który pojął psychikę Batmana. Prawdopodobnie głębiej, niż ktokolwiek. Wszyscy widzą w Batmanie po prostu zamaskowanego herosa, który trochę strasznie wygląda, ale ogólnie jest spoko. Tylko sam Joker w pełni zrozumiał Batmana, który za cenę "posiadania mocy" świadomie kroczy na granicy szaleństwa, utrzymując się samą świadomością, że się utrzymuje. Trochę to paradoksalne, ale właśnie ta paradoksalność tak fascynuje Jokera. Pragnie zobaczyć jej granice, złamać ją. Jest świadom, iż ów paradoksalne kontrolowanie się Batmana jest tamą, która trzyma na wodzy nieskończone brudy umysłu, które Batman jakoś przelał w swoją "moc". Skoro więc efekty tego przelania są aż tak wspaniałe (Batman jest niemal niezwyciężony!), to co to za cudo musi się kryć za tamą... Joker chce się dowiedzieć, zżera go ciekawość.
Polecam zresztą monolog Jokera z kultowego "Killing Joke" Alana Moore'a, tutaj przerobiony w animację przez fanów:
http://www.youtube.com/watch?v=NC16orUje4M
Cóż. Zastanawiam się czy można to ująć lepiej. Chyba nie:). Myślę że trafiłeś w samo sedno.
Chociaż...Po chwili głębszej refleksji nie mam pewności czy określenie "mściciel" tak naprawdę definiuje w ogóle Batmana... W końcu obiekt jego właściwej zemsty zginął jeszcze przed narodzinami tej idei...
Może na samym początku, jak wtedy gdy Bruce mówi w BB "moja wściekłość przytłacza poczucie winy". Myślę jednak że te założenia z perspektywy mściciela "wyparowały" z jego umysłu kiedy pojął kim w swej istocie jest jego mentor. Wszystko zmienia kierunek w momencie kiedy Batman nie spełnia polecenia przywódcy Ligi Cieni i odmawia zabójstwa złoczyńcy...
No i na przykład Batman chce się wycofać w momencie kiedy uświadamia sobie że przy próbie wyciągnięcia zeznań z Maroniego posunął się za daleko. Zaraz po tym widział co odwala zwykle na wskroś szlachetny i prawy Dent przy szantażowaniu schizofrenika. Czuł że może za chwilę przejdzie na tą stronę, którą zwalcza. Jednak nadludzkim wysiłkiem woli udało mu się nie poddać tej pokusie. Gdyby chodziło mu tylko o zemstę za rodziców wówczas nie przejąłby się tym jak potraktował Maroniego...
Uznałby że tego wymagało dobro sprawy.
Cóż, w swej wypowiedzi trochę się zapomniałem i zahaczyłem także o inne wersje Batmana, te nie Nolana, gdzie np. Ra's al Ghul nie był mentorem Bruce'a. To ścisłe niezabijanie to jak dla mnie po prostu dla większego dobra, by Gotham wciąż miało swojego mściciela. Batman wie, że tylko on potrafi może nie tyle uratować miasto przed zarazą zbrodni i zła, co umożliwić mu przetrwanie. Złamanie swych zasad pogrąży go, czyniąc nieskutecznym. Myślę, że właśnie tak myśli Batman: "Tylko niezabijanie umożliwia mi przetrwać w tym morzu wszechogarniającego, śmierdzącego szamba, jakim jest Gotham, zachowawszy trzeźwy umysł."
Spójrzmy zresztą przykładowo na sławną już scenę przesłuchania w tym filmie. Joker wręcz zachęca Batmana, by go zabił. Ale zaraz, zaraz, przecież wtedy martwy Joker już by nie powiedział, gdzie szukać Rachel i Denta, no nie? Owszem, Batman brutalnie pobił i skatował śmiejącego się klauna, ale gdyby posunął się w swym berserku "dalej", już po zakładnikach. No bo tak na chłopską logikę, martwy Joker ich lokalizacji raczej nie zdradzi. Batman po morderstwie złamał by się psychicznie: "Gdybym go nie zabił, być może wydobyłbym informacje! To przeze mnie Rachel i Dent zginęli!". Oto wielkość Jokera: gotów był własną śmiercią podpuścić Batmana, by złamać i zniszczyć go psychicznie, redukując w rezultacie do własnego poziomu, poprzez wyzwolenie szaleństwa ukrytego w głowie Wayne'a. Taki Batman już raczej nie byłby w stanie bronić Gotham.
Skoro już zahaczyłem o inne źródła, niż trylogia Nolana, to tutaj zamieszczam pewną naprawdę przewspaniałą scenę. Dla niewtajemniczonych, mamy tutaj komiksowego Robina nr 2, brutalnie zamordowanego przez Jokera, ale po latach wskrzeszonego:
http://www.youtube.com/watch?v=VRiX5Mh2YCo
Akurat te ścisłe niezabijanie zostało wyjaśnione w komiksie w pewnym momencie;) To nie jest dla większego dobra.
To jest granica. Granica która oddziela Batmana od ludzi takich jak Joker.
Batman bał się, że jakby zabił mógłby szybko skończyć jak oni, skrycie wierzył, że jest tylko cienka granica między tym co robi, a tym co robi np Joker i obawiał się odbić Arkham, ze względu na myśl, że mógłby pasować do tego miejsca.
Z tego samego powodu Joker wielokrotnie (także w filmie) robi wszystko by Batman go zabił, bo także wierzył, że między nimi jest niewielka różnica. Wierzył, że ten jeden krok, jeszcze jedna przekroczona granica, ostatnia złamana zasada złamie samego Batmana. Jeśli zabije raz, to będzie zabijać dalej, a od tego tylko krok do chaosu.
Fajnie to ująłeś, w dodatku jasno-nie to, co moje wypociny. xd
Zgadza się, Batman po prostu odcina się od tego, z czym walczy. Nawiązując zresztą do cytatu Jokera o grawitacji, akurat towarzystwo 24 godziny na dobę z psycholami ułatwia "pchnięcie". Joker wie, czego Batman się boi, więc bezczelnie podczas przesłuchania grał na jego lękach. Niesamowita scena.
albo : oh ty ,nie móglbys mnie tak po prostu puscic co ? to sie wlasnie dzieje gdy niepowstrzymana sila napotyka przedmiot nie do poruszenia -chyba chodzilo o to ze on niszczy to miasto zeby on je pózniej naprawial
różnica jest taka że o Brucie wiemy wszystko,jak wyglądało jego dzieciństwo,co przeżywa jako mały chłopiec jak i to co czuje gdy jest już starszy,jak przebiegał jego trening itp itd aż staje sie Mrocznym Rycerzem..o Jokerze nie wiemy nic prócz tego co sam o sobie opowie a za każym razem opowiada inną historie,nie znamy jego genezy po prostu sie pojawia wymalowany i sieje spustoszenie.ktoś tu na forum napisał że bruce i joker są do siebie podobni,owszem są jakby na jednym poziomie ale chyba nie ma złudzeń że jeden jest przeciwieństwem drugiego.każdy ma swoją opinie a moja jest taka że Joker jest bardziej złożoną postacią.pozdrawiam ;)