PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30630}

Mulholland Drive

Mulholland Dr.
7,6 97 058
ocen
7,6 10 1 97058
7,9 31
ocen krytyków
Mulholland Drive
powrót do forum filmu Mulholland Drive

oszukali mnie! po raz kolejny dałem się nabrać na sławę, która jak wiele innych wyrosła na gruncie rozmaitych grup wzajemnej adoracji i fałszywych przekonań. Uwielbiam zakręcone klimaty (głównie filmy typu mindfuck) dlatego skusiłem się w końcu na Lyncha, ale ten film to kompletne nieporozumienie. Oniryzm? Poetyka snu? - ok, jeśli są środkiem wyrazu, a nie celem samym w sobie. Zabawa snem jest tutaj zwykłą sztuką dla sztuki, z której kompletnie nic nie wynika. Film ma być zrozumiały nawet dla przeciętnego widza (za którego się nie uważam). Jeśli do jego zrozumienia potrzebujesz stu-stronicowej instrukcji, znaczy, że nie jest on nic wart. 10 wskazówek reżysera, dzięki którym łatwiej go przełknąć? proszę... Ten pożal się Boże film nie różni się niczym od współczesnych bohomazów ściennych, nad którymi roztkliwia się armia bredzących ćwierć inteligentów i wazeliniarzy po psychologii. Oddajcie mi 2 godz i 20 min mojego życia, które straciłem na to "dzieło sztuki"! nigdy więcej Lyncha! bardziej przereklamowanym filmem od Mulholland Drive jest już tylko Avatar.

ocenił(a) film na 9

jesteś żenujący

użytkownik usunięty
kapral11

no tak, najłatwiej odpowiedzieć - jesteś żenujący! i po kłopocie co? nie trzeba wysilać mózgownicy i przytoczać choćby jednego argumentu za moją `żenującowością`. pozdrawiam

ocenił(a) film na 9

po prostu - atakujesz wściekle film, który świetnie się ogląda, chętnie do niego wraca. to się nazywa : bycie żenującym.

kapral11

czy ciebie ktoś obraził kapral? to ty jestes żenujacy człowiek wypowiedział własne zdanie nt filmu, i miał do tego prawo. Nie kazdy uznany geniusz jest bezwzglednym geniuszem. Nie ogladałam tego filmu, ale drażni mnie że jak ktoś ma "renomę" to zawsze się trafiają służalczy obrońcy, którzy nie potrafia podac argumentów na obronę, za to obrażają i to w niezbyt lotny sposób. Aha. daje ci instrukcje do mojej odpowiedzi: oceniałam twoja wypowiedż, nie film, poniewaz jeszcze
go nie widziałam.

kapral11

stul dzioba, durniu. każdy może skrytykować dowolny film a już zwłaszcza takiego pretensjonalnego gniota jak ten.

ocenił(a) film na 5

A ja się trochę zgadzam, choć może nie w tak ostrych słowach. Film ten jest chyba próbą pokazania wyobraźni twórcy i jego umięjętności warsztatowych (bo obu tych cech nie można Lynchowi odmówić) , jednak nic z niego nie wynikało. Jest ładny ale pusty, przynajmnniej dla zwyczajnego odbiorcy jakim pewnie jestem. I dopiero dogłębne analizy i zagłębianie się w jakieś wskazówki oraz mądre interpretacje mądrych osób próbują dowodzić swoim teoriom. Niedlugo aby zrozumieć film trzeba będzie najpierw przeczytać jego całą bibliografię i komentarz twórcy, prześledzić biografię scenarzysty, obejrzeć film od tyłu i odwiedzić rodzinę reżysera...
Być może to domena całego gatunku albo samego Lyncha, ale mi osobiście średnio takie podejście do kinematografii podchodzi. Co nie znaczy że nie lubię filmu inteligentnego, bo np niedawny "A Serious Man" Coenów bardzo mi się podobał i miałem prawdziwą frajdę z jego rozszyfrowywania. Lecz w Mulholland Drive następuje przerost formy nad treścią. Stąd też czuję się trochę subiektywnie rozczarowany ; )

Ale chętnie wysłucham dlaczego nie mam racji. Byle w bardziej sensowny sposób niż zrobił to kapral11

fifi1101

To Twoje subiektywne odczucie, więc nikt nie będzie Cię przekonywał, że nie masz racji. :-) Głupie jest jednak twierdzenie, że jeżeli dany film wydał nam się bez sensu, automatycznie oznacza, że go nie ma. Szanowny autor tematu, najwidoczniej bardzo zawiedziony filmem, wierzy, że jeżeli on nie potrafi dojrzeć czegoś w danym dziele sztuki, nie jest ono warte poznania. Ba! Wierzy, że Ci, którym ten film się szczerze spodobał to pseudointeligenci. Jeżeli w ogóle wierzy, że ten film mógł się komuś SZCZERZE spodobać... W końcu to pseudointelektualny bełkot dla pseudointeligentów aka snobów. ;-) Mam nadzieję, że nie podzielasz jego opinii w tej kwestii.

Twój opis pasuje bardziej do "Zagubionej autostrady", którą uwielbiam, mimo tego, że nie nadaje jej większego sensu. Natomiast, jeżeli chodzi o "Mulholland Drive", jest to film, który głęboko mnie poruszył. Nie, wcale się w niego nie zagłębiałam - po prostu to poczułam. W moim odczuciu to taka "Zagubiona autostrada" z dodatkiem emocji i głębi. Traktuję ten film bardzo osobiście, jak gdyby kluczyk pojawiający się w którejś ze scen, był kluczem do mojego wnętrza. Może to trochę górnolotne stwierdzenie, ale to jeden z moich ulubionych filmów, więc ciężko mi spuścić z tonu. :-) pzdr

ps. Miej zrozumienie dla kaprala11. Chyba sam przyznasz, że taffer999 sprowokował taką reakcję.

ocenił(a) film na 4
spaczona

Zgadzam się z taffer999, z tym filmem jest trochę tak jak z Inland Empire

użytkownik usunięty
spaczona

spaczona
absolutnie nie wrzucam ludzi, którym się podoba Mulholland Drive do szuflady z napisem - pseudointeligenci. Nie zrozumiałaś mnie. Jest mnóstwo inteligentnych ludzi uwielbiających Lyncha, jak choćby moi znajomi. To tylko moje, jak napisałaś, subiektywne odczucie. Przy filmach sławnych reżyserów trzeba sobie jednak zawsze zadawać pytanie - co by było, gdybyśmy nie znali nazwiska twórcy oglądając film. Czysta karta - masz tu jakiś film, obejrzyj go, oceń. Jestem bardzo ciekawy, co wówczas powiedziano by po zobaczeniu Mulholland. Jak napisałem, uwielbiam zakręcone i tajemnicze klimaty, ale takie, które składają się na jakąś logiczną wypowiedź i które są w mniejszym lub większym stopniu zrozumiałe. Mulholland Drive nie jest takim filmem. Jak słusznie napisał fifi1101 "Film ten jest chyba próbą pokazania wyobraźni twórcy i jego umięjętności warsztatowych (bo obu tych cech nie można Lynchowi odmówić) , jednak nic z niego nie wynikało". Dokładnie tak - z tego przekazu nic nie wynika, znaczy wszystko i nic. Jest coś takiego, jak język filmu - zbiór pewnych zasad i reguł, nieraz sztuczek montażowych, które składają się na logiczną wypowiedź filmową. Reżyser może być innowacyjny, ale musi się w jakimś stopniu trzymać tych zasad, żeby coś powiedzieć widzowi. Lynch tego nie robi, jego to nie obchodzi, zresztą w jakimś wywiadzie kiedyś sam powiedział, że on po prostu kręci swoje sny. Bardzo fajnie, jego sny są klimatyczne, zgadzam się, ale ja tego nie kupuje. Użyłaś tu słowa - klucz, co mnie właśnie dziwi, bo ja uważam, że do jego filmów nie ma żadnych kluczy i żadne interpretacje i wskazówki tu nie pomogą. Reasumując - nie o to w filmie chodzi żeby się tylko bawić konwencją, tylko żeby coś opowiedzieć. Bo kino opowiada historie. Takie jest i będzie jego przeznaczenie. Zauważ, że np. w Odysei kosmicznej 2001 też było sporo symbolicznych i zakręconych motywów, ale dla mnie one wszystkie układały się w pewną logiczną całość, wiem 9lub domyślam się) o co Kubrickowi chodziło. Tutaj tego nie ma, Mulholland jest jakimś dziwnym strumieniem, ok - klimatycznym, ale pozbawionym sensu i możliwości interpretacji - bo może znaczyć dosłownie wszystko. pozdrawiam

użytkownik usunięty

P.S. filmem zajebiście oryginalnym, tajemniczym i klimatycznym, a jednocześnie mającym sens jest Drabina Jakubowa. http://www.filmweb.pl/film/Drabina+Jakubowa-1990-5188 - nie czytajcie za dużo w komentach żeby spoilerów nie łapnąć
to jest film któremu daję 10/10, film idealny pod każdym względem - fabuła, zdjęcia, klimat, muzyka, aktorstwo. Gorąco polecam. I to jest sztuka jak już.

oglądając ten film za pierwszym razem nie miałem kompletnie pojęcia kto go wyreżyserował, bo oglądałem chyba od 5 minuty, a jednak mi się bardzo podobał, strasznie mnie zaintrygował i zmusił do wyżulenia go od znajomego i drugiego seansu.
Co do znaczenia filmu, to moim zdaniem nie jest bez sensu, ale nie jest to przesadnie głębokie i sprowadza się do odnóg poczucia winy.

Twój pierwszy post sugeruje coś innego, ale cieszę się, że nie wrzucasz ludzi do jednego worka. Już myślałam, że jesteś frustratem, a tutaj proszę bardzo - całkiem miła niespodzianka. :-) Przy ocenianiu filmów na pewno każdy widz ulega w mniejszym lub większym stopniu autosugestii. Nie chodzi nawet o znane nazwisko, lecz o opinie krytyków krążące na temat jakiegoś dzieła. Sama staram się oceniać filmy na podstawie moich osobistych odczuć i zdarza mi się nisko ocenić cenione dzieło.

Według mnie "Mulholland Drive" ma sens! Powtarzam - wcale się w niego nie wgłębiałam, nie analizowałam każdej sceny setki razy, obejrzałam film raz. Słowo "klucz", którego użyłam, miało oznaczać, że ten film po prostu do mnie trafił, rozbudził moje emocje - poczułam się jakbym właśnie została poddana dokładnej psychoanalizie. Wiem że było to jedno z najpiękniejszych doświadczeń w moim filmowym życiu. I nawet jeżeli Lynch nie chciał nie chciał nakręcić sensownego dzieła, niczego to nie zmienia, bo wierzę, że film tworzy również widz.

To co napisałeś o "Mulholland Drive" można przypisać również "Odysei", która wydaje się nie mieć związku przyczynowo-skutkowego, zwłaszcza dla 'przeciętnego widza'. Dla Ciebie "Odyseja" układa się w logiczną całość, dla mnie "Mulholland Drive". Według Ciebie przeznaczeniem kina jest opowiadanie historii - ja nie mogę się z tym zgodzić (chociaż sądzę, że "Mulholland Drive" opowiedziało historię). Mam zupełnie inne podejście. Film jest sztuką, a sztuka może pełnić wiele funkcji. pzdr

użytkownik usunięty
spaczona

frustratem też bywam, ale to tak na marginesie :) w ogóle sobie myślę, że obiektywna ocena filmu właściwie nie jest możliwa, zawsze kierujemy się swoim subiektywnym odczuciem i gustem.
do Ciebie Mulholland trafił i fajnie, do mnie nie trafił, jakby się nam wszystkim te same filmy podobały i te same nie podobały byłoby strasznie nudno, no nie? ;)
czy film jest sztuką? polemizowałbym, to jest dość odważne stwierdzenie. zgodzę się z tym, że kino w niektórych przypadkach może do rangi sztuki urastać ale czy jest nią z definicji? zgodzę się z tym, że kino pełni wiele funkcji, ale opowiadanie historii jest dla niego czymś najbardziej naturalnym chyba, to było w końcu jego powołanie, cel u narodzin. pozdrawiam

Któż nie bywa frustratem?:-) Zgodzę się, że obiektywna ocena jest niemożliwa. Potrafię przyjąć do wiadomości, że ktoś ma inne upodobania filmowe. Nie oceniam ludzi po guście.
Zależy jak zdefiniujemy sztukę. Chyba nie istnieje optymalna definicja sztuki i myślę, że dla każdego pod tym pojęciem kryje się coś innego. Zazwyczaj celem filmu jest opowiadanie historii, co również wydaje mi się najbardziej naturalnym dla kina, jednak nie odrzucam filmów, które pełnią inne funkcje. pzdr

ocenił(a) film na 9

Nakręć coś takiego to pogadamy to sztuka stary

użytkownik usunięty
weremiu

jak widzę taki koment to mi się nawet odpowiadać nie chce - nie, nie nakręcę bo nie jestem filmowcem. To tak jak - zostań zawodowym piłkarzem i dopiero wtedy oceniaj zawodników
p.s. co to znaczy, że to sztuka? Ty tak uważasz, czy ktoś Ci tak powiedział?

ocenił(a) film na 10

idąc tokiem rozumowania autora ja straciłem na ten film już okolo 20godzin życia :D

nie no to jak oskarżanie Joyca o eksperymenty z powieścią.... plizzzz.... mamy XXI wiek, wiemy, że poetyka nie musi być normatywna.

użytkownik usunięty
nastazja_filipowna

nie o to chodzi, by poetyka, jak to mówisz, była zawsze normatywna, ale żeby do czegoś zmierzała, nadawała dziele jakiś ogólny sens i przesłanie, dawała mniejsze/większe możliwości interpretacji. Ja tu widzę tylko i wyłącznie zabawę stylem, bez dążenia do jakiegoś planu. Lynch się przyznał, że w trakcie realizcji ostatniego filmu nie miał nawet scenariusza, że sobie go tworzył po kręceniu kolejnych scen. Tego nikt nie raczy dostrzec. Ja wymagam od sztuki filmowej i jego twórców wysiłku intelektualnego, pracy, a nie samego tworzenia klimatu. Tym się ma różnić kinematografia od fotografii i malarstwa.

A gdyby Lynch nie przyznał się, że nie miał scenariusza? Zresztą czy to ma coś do rzeczy? Wong pracował bez scenariusza przy "Spragnionych miłości" (i nie tylko). Według mnie sztuka nie musi być w stu procentach przemyślana i über-perfekcyjna a'la Kubrick - spontaniczność też jest dobrą drogą. pzdr

ocenił(a) film na 10
spaczona

Spaczona, twoje nie aż tak górnolotne stwierdzenie o kluczyku i wnętrzu wywołało właśnie na mojej twarzy szeroki uśmiech:]
Mulholland drive kompletnie mnie zaczarował,śmiem twierdzić że zrobił mi coś z głową, trafił w ukryte sedno i wywlókł na wierzch wrażliwość o której istnieniu nie miałam pojęcia:] no i zajął chyba na zawsze miejsce gdzieś w tyle głowy, i co chwile stamtąd wyłazi i o sobie przypomina:)

funkate

Czemu uśmiech?;-) Myślę, że jest nieco górnolotne, bo takie stwierdzenia zawsze wydawały mi się przesadzone.

ocenił(a) film na 10
spaczona

bo tak ładnie to ujęłaś;) no i zobaczyłam w tej wypowiedzi siebie, a raczej, swój nad wyraz osobisty stosunek do tego filmu

ocenił(a) film na 9
funkate

no wreszcie,, funkate pocieszasz mnie, czytając wpisy taffera załamuje ręce, przede wszystkim podszedł do filmu z pozycji odrzucania kinowego autorytetu reżysera. jest to banalne, naiwne i dziecinne. Ja - uwaga - zazwyczaj odrzucam autorytety, zwykle zresztą sztucznie napompowane, doceniam zaś inwencję w życiu, talent, ale i to "coś nowego", co dana osoba wnosi do twojego życia. Mullholland wniosł sporo do mojego.
Nie będę więc pisał, że Mullholland oglądałem kiedyś dawno temu, ignorując nazwisko reża, jak i aktorów. co więcej, możliwe, że był to 1 film Lyncha obejrzany przeze mnie. nie miałem też zapewne siła rzeczy o nim wyrobionego zdania.
Jasne, że filmy zwykle opowiadają historyjkę, najlepiej , żeby opowiadały zrecznie, szybko, z wyczuciem potrzeb widza.
Lynch otworzył mullhollandem nową epokę w kinie, bo pokazał wnętrze człowieka. pokazał to w sposób fenomenalny - ujął np. w Mullholland dziwne tory, jakimi podąża ludzka myśl, jak wszystko może być przemieszane (jawa/sen), jak dusza targana jest emocjami i co potrafi wytworzyć w śnie/marzeniu. Kto inny potrafił w filmie 2-godzinnym, w sposób "filmowy" (a więc by doskonale to sprzedać publice-widzowi, a nawet przekonac producenta) pokazać marzenie dziewczyny i smutną rzeczywistość? kto pokazał zagadkę, o której po seansie godzinami można rozmyślać? tak jak w historyjkach o indiana jonesie widz rozgryza zagadkę o ukrytych skarbach, tak u Lyncha rozgryza zagadkę ludzkiej duszy, a co za tym idzie - sensu ludzkości.

funkate doskonale ujmuje wrażenia po Mullholland - on już zostaje gdzieś w głowie na lata. Film czaruje. stanowi piękną całość, rozbitą na puzzle układanki. jesli taffer wierzy Lynchowi, że nie miał scenariusza przed filmem, no to gratuluję naiwności. Uważam, że nie jest mozliwe zrobienie takiego filmu bez scenariusza. W innym przypadku Lynch byłby bogiem, którym, jak wiemy, nie jest - po Inland Empire i ostatnim wyczerpaniu pomysłów na filmy.

kapral11

Zaraz ktoś Cię zapewni, że zostałeś nabity w butelkę. ;-)

Co do tego, że Lynch otworzył nową epokę w kinie "Mulhollandem", nie mogę się zgodzić, chociaż to jeden z moich ulubionych filmów - wcześniej był chociażby Bergman ze swoją "Personą", w której wyraził to, co wydawałoby się niemożliwe do wyrażenia za pomocą ruchomych obrazków. Polecam.

Z całą resztą się zgadzam. Od siebie dodam, że niektórzy powinni pozostać przy innych filmach - takich, które są reżyserowane w przejrzysty sposób, aby każdy odbiorca wiedział, że właśnie w tej chwili wszyscy muszą się rozpłakać, a fabuła jest wyjaśniania w łopatologiczny sposób, niedający widzowi pola do popisu, do własnej reakcji, do zanurzenia cząstki siebie w taśmie filmowej.

XXI wiek, poetyka nienormatywna, eksperymenty filmowe, sztuka. Jeśli MD nią nie jest, to o co tyle hałasu? Jakże często staramy się udowodnić nieprawdę w wielu kwestiach a nie widzimy tego, że sami dajemy się nabrać na mit, który chcemy obalić. Sam daje się na to nabrać. MD jest sztuką reżyserską, jeżeli twierdzisz, że wszystkie filmy mają być czytelne i powinny trzymać się jakichkolwiek reguł, zasad, zawierać pointy, to jakim prawem nazywasz się widzem nieprzeciętnym? Wszystko przed Tobą, trzymam kciuki.

Zgadzam się w 100 procentach. Mulholand Drive to nabijanie widza w butelkę. Drabina Jakubowa rzeczywiście zarówno pokręcona, jak i świetna. O wiele bogatsza w symbolikę od tego gniota. Swoją drogą trudno te filmy nawet porównywać.

użytkownik usunięty
glowa_3

"czytając wpisy taffera załamuje ręce, przede wszystkim podszedł do filmu z pozycji odrzucania kinowego autorytetu reżysera" sory ale jak czytam taki bzdet to raczej ja powinienem załamac ręcę. Czy Ty w ogóle potrafisz czytać ze zrozumieniem? nie interesuje mnie kto wyreżyserował film, pisałem o samym filmie, że dla mnie jest nabieraniem widza - czego nienawidzę!! jesteś człowiekiem który uwierzył w magię tego filmu - super, ja do takich nie należę. Śmieszy mnie podejście forsujące tezę, że jeśli komuś się nie podoba ten film to jest osobą potrzebującą wyłącznie filmów w ktorych wszystko jest "reżyserowane w przejrzysty sposób, aby każdy odbiorca wiedział, że właśnie w tej chwili wszyscy muszą się rozpłakać, a fabuła jest wyjaśniania w łopatologiczny sposób" - kolejna perełka po prostu. Jak można tak łatwo dzielić ludzi : ci, którym się nie podoba MD potrzebują prostego kina, heh, to jest śmieszne. To, jak dusza targana jest emocjami i jak zlewa się świat rzeczywisty ze światem snu, można pokazać na wiele sposobów, ale ja wybieram tylko takie które naprawdę niosą jakiś mniej lub bardziej zrozumiały przekaz. Kubrick, Tarkowski, Fellini, Bergman - to są mistrzowie symboliki i psychologii, pokazywania cienkiej granicy jawy i snu, marzeń i rzeczywistości. Lynch pokazuje po prostu sen i tyle. No ok - fajnie ale moje oczekiwanie po filmach są inne niż tylko kontemplacja obrazków. Zluzujcie troszkę poślady i pozwólcie mieć ludziom własne zdanie na temat filmów.

Podział z mojej strony rzeczywiście śmieszny - tak jak dzielenie widzów "Mulhollandu" na nabitych w butelkę i tych, którzy poznali się na tym pseudointelektualnym bełkocie.

ajajjajajjaa i czemu tak ostro, czuję się dotknięta... :/ ;P

ten film to jeden z moich ulubionych filmów zaznaczę na wstępie, co sprawi że reszty już można nie czytać, bo jak każdy natychmiast wywnioskuje jestem na NIE w stosunku do wypowiedzi założyciela postu. xD
ogólnie rzecz ujmując to Lynch jest geniuszem, (moim zdaniem cały czas) a ten film jest rewelacyjny! zgadza się jest długaśny, jest zakręcony ale to sprawia że ma swój urok! jest nieprzewidywalny, jest inny, jest niezrozumiały, nie ma prostej interpretacji. najważniejsze jest to, że po jego obejrzeniu, zastanawiasz się co to miało być?! i to jest piękne! bo nie machasz ręką z tekstem aha wiedziałem że tak będzie lub czymś podobnym, tylko zastanawiasz się, interpretujesz, i o to chodzi, myślisz, doszukujesz się dna w studni bez dna. w rezultacie nie ważne czy film ci się podobał czy nie, mimo wszystko pozostaje w pamięci na długo.
pozdrawiam!

użytkownik usunięty
fraglespb

w jednym muzeum sztuki nowoczesnej, bodajże w Skandynawii, do kolekcji wiszących tam obrazów dowieszono jeden obra utworzony przez szympansa. Obraz zrobił furorę, zachwycano się bogactwem symboliki i mnogością interpretacji, a krytycy dopytywali się kto jest owym tajemniczym artystą. spójrz obiektywnie na to zdanie "jest nieprzewidywalny, jest inny, jest niezrozumiały, nie ma prostej interpretacji. najważniejsze jest to, że po jego obejrzeniu, zastanawiasz się co to miało być" - czy twoim zdaniem to jest wyznacznikiem dobrego filmu?

oczywiście!!! nie uważasz że gdyby każdy film był prosty w przekazie i w odbiorze a interpretacja byłaby nader prosta to tworzenie filmów nie miałoby zbytnio większego sensu? bo po co tracić czas na coś, co z góry wiadomo jak się skończy, o co chodzi i czego mam się w tym "doszukać"....lubię kino które budzi kontrowersje, budzi emocje dobre, złe, prowokuje do myślenia i przedstawiania własnego punktu widzenia, własnej interpretacji. człowiek potrafi doszukać się piękna we wszystkim, większego znaczenia, głębi. i to właśnie jest piękne!!! apropo szympansa i jego twórczości, właśnie o to mi chodzi, łatwo jest zachwycać się nad dziełem np Matejki, wszystkim się podoba, "nie odbiega od standardów sztuki" że tak powiem, ale trudniej już zachwycić się nad czymś nowym, nieznanym, innym (powtarzam się). jak nazwał byś twórczość nowoczesnych malarzy którzy biorą pędzel z farbą, rzucają nim o płótno i voila! DZIEŁO SZTUKI! bo ja bohomazami szympansa.... xD
wychodzi na to iż nawet bohomazy szympansa, mogą poruszyć do głębi. to właśnie jest sztuka i piękno ludzkiego umysłu!
pozdrawiam!

ocenił(a) film na 5
fraglespb

a ja się zgadzam z tafferem, nie chodzi o to, żeby było z góry wiadomo jak się kończy, chodzi o to, żeby film coś sobą przekazywał, żeby ciekawił, nie wiem, wciągał...ogólnie uważam, że lynch jest przereklamowany, obejrzałem już 3 jego filmy i tylko 1 mi się podobał, a całe to zamieszanie wokół niego sprawia, że ludzie sugerują się opinią pseudoekspertów, ja widzę film po mojemu i uważam, że jest raczej średni

stereoid

a ja mam dosyć filmów pouczających, moralizujących, prostych, jedno-linijnych i dlatego odpowiada mi kino reprezentowane przez Lyncha. jeśli ty widzisz film po swojemu i oceniasz go na średni to dobrze, to twoje subiektywne zdanie. ale ja widzę go po swojemu i ja ten film po prostu LUBIĘ. nie sugeruję się nikim w doborze repertuaru, oglądam to co chce i to co lubię. JAK NAPISAŁEŚ mnie ten film wciągnął, zainteresował itp itd. dla mnie Lynch to geniusz a ten film czy np "Miasteczko Twin Peaks" są tego dowodami.
pozdrawiam!

użytkownik usunięty
fraglespb

stereoid dobrze wyjaśnił to o co mi chodzi - nie chodzi o to by z góry było wiadome jak sie film skończy, żeby był prostolinijny i moralizujący, chodzi o to by miał SENS !!! to jest chyba najważniejsze, nie uważasz? kino opowiada historie albo przekazuje pewną ideę , jakąś myśl. To ma mieć sens! Zmontowanie ze sobą różnego rodzaju scen, które w żaden logiczny sposób się ze sobą nie łączą nie ma sensu. Mulholland to taki film-kalejdoskop - możesz go sobie dowolnie obracać, w dowolnej konfiguracji, obrazek w środku się zmienia i nadal jest fajny ale czy to ma sens? Dla mnie to zabawa obrazkami. Zauważ, np Tarantino wszystko wywraca do góry nogami, ale robi to konsekwentnie, w tym jest pewna reguła. Np Wściekłe psy opowiadają historię napadu na bank, z tym że w filmie nie ma sceny pokazującej sam napad. I o to wlaśnie w tym filmie chodziło - na celowym i świadomym wybiciu widza ze schematu. Ale to ma jakiś sens, to jest konsekwentne. U Lyncha pokazywane sceny mogą nie mieć żadnego znaczenia (i jak dla mnie nie mają) zresztą sam reżyser się przyznał że on po prostu kręci swoje sny. Czy sen ma w sobie logikę umożliwiającą zbudowanie jakiejś historii lub przekazanie idei? Moim zdaniem nie, logika snu jest tak pokręcona, że nie nadaje się do tego. Sen jako środek do wyrażania emocji - tak, jako struktura filmu -nie. Poetyka snu - ok, może być piękna, ale powinna być środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Samo jej wykorzystanie może dać efekt zajebisty np. w opowiadaniach Bruno Schultza, te opowiadania miały oniryczną oprawę, klimat snu i nierzeczywistości, ale coś przedstawiały, coś niosły ze sobą - np. tęsknotę za ojcem, temat poszukiwania, świat jako kosmos itp. W filmach Lyncha tego nie ma (przynajmniej ja nie widzę) to zbiór obrazków które jak w kalejdoskopie można w dowolny sposób poprzesuwać i nadal będzie to wyglądać tak samo. Jestem pewny że gdyby Mulholland miał poprzestawiane 3/4 scen, wszyscy i tak pialiby z zachwytu.

ocenił(a) film na 9

Napisałeś, że lubisz "filmy zakręcone"/"mindfucki". Tylko, że "Drabina Jakubowa" (swoją drogą - świetny film) to film, w którym na równi z ukazaniem zagubienia i paranoi ogarniającej głównego bohatera liczy się sama fabuła/"intryga" - cały "mindfuck" jest tylko jej częścią. Poza tym "DJ" nie ma raczej żadnego głębszego przesłania - można go oglądać równie dobrze jako film typowo rozrywkowy.
Przykłady Kubricka, Tarkowskiego, Felliniego i Bergmana wyglądają jak wyjęte tylko dla szpanu i podniesienia swojego autorytetu. Najbliżej stylistycznie Lyncha będzie chyba Fellini, który też bawił się surrealistycznym absurdem. Tarkowski stosował obrazy senne jako metafory (często religijne), które miały nadane znaczenie (i widz ma go próbować odczytać) - u Lyncha (tak jak u surrealistów) obrazy są jedynie skojarzeniami/przebłyskami, których znaczenie nie jest znane samemu twórcy (takie jest założenie - w praktyce niewykonalne - podświadome popędy manifestują się już przefiltrowane i ustrukturalizowane przez ego ) - poczytaj o różnicach między symbolizmem a surrealizmem. Kubrick to głównie postmodernistyczne zabawy z już istniejącymi konwencjami (jemu - tak jak teraz Lynchowi - też zarzucano kiedyś przerost formy nad treścią i kpinę z odbiorców). Kinowe dramaty Bergmana to w większości opowieści realistyczne (wyjątkiem na pewno będzie "Godzina Wilka"), z silnym naciskiem na psychologię postaci (której podporządkował fabułę - stąd też podobieństwo do kameralnych przedstawień teatralnych). Wpływy psychoanalizy są u niego silne (niekiedy bardzo dosłownie wyłożone jak w "Z życia marionetek"), ale manifestują się na innych zasadach niż u Lyncha.
Filmy Lyncha to w większości próby zilustrowania tego, co się dzieje w podświadomości, to gra skojarzeniami i obrazami (zgodnie z założeniami surrealizmu i czerpiąc z psychoanalizy). Wystarczy obejrzeć kilka filmów Lyncha, żeby zauważyć powtarzające się motywy (sny, rozdwojenie jaźni, transformacje, karły/kalecy/błazny, podziemie przestępcze). A przekaz jest ciągle ten sam: nic nie jest takie jakie się wydaje na powierzchni, ponieważ pod spodem/w głębi dzieją się dziwne/groźne rzeczy, które kiedyś w końcu wypełzną stamtąd. Mało to odkrywcze, ale przyznać reżyserowi trzeba, że z postawionego przez siebie zadania wychodzi obronną ręką i zapewnił sobie miejsce w historii kina. Świetny warsztat, wyobraźnia i własny charakterystyczny styl - tego można mu pozazdrościć. Zgodzę się, że Lynch jest trochę przereklamowany - ludzie chyba chwalą jego twórczość tylko dlatego, że oferuje "coś innego" niż zwykli oglądać w kinach i "że wypada", bo się w towarzystwie na przygłupa wyjdzie jeszcze. Moim zdaniem Lynch cały czas kręci ten sam film (Blue Velvet / Twin Peaks / Lost Highway / Mulholland Drive / Inland Empire) - zmieniają się bohaterowie i sceneria.
Czyli jak widzisz nie mam większych trudności z interpretacją jego filmów - wydaje się mi, że problem tkwi w tym, że reżyser nie stara się podrzucać widzowi wskazówek i nie pogłębia postaci pozostawiając tylko ilustracje ich popędów (nie mnie oceniać czy to świadomy zabieg, prowokacja, kpina z widza czy już przerost ego "wielkiego twórcy"). Interpretacja przychylna Lynchowi będzie taka, że to widz współtworzy film. Inna sprawa, że do jego filmów mam po prostu sentyment i były one pewnym "katalizatorem" własnych poszukiwań. Chyba po prostu zabrakło ci tutaj odrobiny waloru czysto rozrywkowego, większej koherencji i historii, do której mógłbyś się odnieść. Obrazy Dalego, Varo, de Chirico czy Beksińskiego najwyraźniej też tobie nie podejdą.
p.s: "Inland Empire" (już widać zmęczenie materiału przy tym filmie) rzeczywiście powstało bez ukończonego scenariusza - są to zlepki scenariuszy do dwóch innych filmów (w tym jednego, który miał powstać w Polsce), zabrakło jednak czasu i pieniążków więc zastosował Lynch "recycling" i voila! "Mulholland Drive" miał być pilotem kolejnego serialu, z którego realizacji wycofał się producent - Lynch dopisał brakujące sceny do scenariusza i postanowił i tak ukończyć ten film.

lycanthrope444

pusty, to jest inland empire

ocenił(a) film na 9
rozdzer

Właśnie napisałem, że Inland Empire już "męczy bułę" - niezły, ale bez pomysłu na całość i rozwleczony niepotrzebnie. Teraz i tak Lynch zamiast robić filmy odpłynął w kosmos i zbiera dla jakiejś organizacji pieniądze na budowę siedmiu wielkich pałaców (na każdym kontynencie ma być jeden), w których członkowie tego stowarzyszenia za pomocą medytacji transcendentalnej będą przesyłać w świat pozytywną energię zaprowadzając na naszej planecie pokój i szczęśliwość wieczystą. Chyba nic więcej o obecnej kondycji psycho-intelektualnej Lyncha dodawać nie muszę?

ocenił(a) film na 8
lycanthrope444

Ja co do Mulholland Drive mogę powiedzieć, że to jest zdecydowanie najlepszy film Lynch'a. Generalnie nie jestem wielkim fanem tego reżysera i takie filmy jak "Zagubiona autostrada" czy filmowa wersja "Miasteczka Twin Peaks" czy "Diuna" czy "Dzikość serca" uważam za po prostu filmy średnie, na które bardzo przyjemnie się patrzy, bo jest w nich kilka odważnych, zaskakujących scen plus ta cała surrealistyczna otoczka, ale generalnie nigdy z nich nic nie wynika i są wstawione w jego filmy w zasadzie bezcelowo. Wiadomo, że takie filmy przyjemnie się ogląda, ale stosowanie tych środków powinno mieć jakiś cel i sens czego u Lynch'a brakowało. Rzadko kiedy filmy tego reżysera można w ogóle próbować interpretować, bo są po prostu pozbawione sensu co jest wynikiem moim zdaniem strasznego bałaganu w scenariuszu. Jednak "Mulholland Drive" takim filmem absolutnie nie jest. Scenariusz jest ułożony perfekcyjnie i wszystkie surrealistyczne elementy i odważne sceny są tutaj umieszczone w jakimś celu, a nie tak jak w przypadku innych filmów Lynch'a tylko po to aby były, bez żadnego sensownego zastosowania czy uzasadnienia. "Mulholland Drive" można interpretować i wyłuskać z niego sens i logikę jak również ma świetny element psychologiczny, którego w zasadzie wyłapujemy dopiero w końcówce filmu. Moim zdaniem ten film jest tym nad czym Lynch pracował całe swoje życie i mimo kilku nieudanych prób w końcu udało mu się zrobić to o czym marzył od początku kariery.

ocenił(a) film na 8

"logika snu" - będę to cytował.

użytkownik usunięty
vito5

poczytaj sobie o logice snu zamiast bawić się w uczestnika loży szyderców, do której nie należysz. wiedza nie boli

ocenił(a) film na 10

Okej, specjalnie założyłem konto na filmwebie żeby odpowiedzieć, więc do dzieła.

Po pierwsze, filmy Lyncha NIE są wizjami dla samych wizji, narkotycznymi migawkami, psychoryciem, mindfuckingiem ani zabawą formą. Tzn są tym wszystkim, ale nie tylko tym, zabiegi formalne zastosowane są u Lyncha całkowicie w służbie historii, bo zwróć uwagę, że w tym samym stopniu co forma jego filmów niepokoi ich treść: tajemnicze, surrealistyczne historie, dziwni bohaterowie.
Nie chodzi o to żeby po Lost Highway czy właśnie Hulholland stwierdzić że to była "niezła schiza", zachować sobie pamięć o doświadczeniach estetycznych na dnie serca i zapomnieć o filmie. Chodzi o to, żeby zgłębić TAJEMNICĘ, rozwikłać ZAGADKĘ, rozpracować całą HISTORIĘ. (tego brakowało np na Island Empire, gdzie treść była rzeczywiście niewielka). W tym kontekście, awangardowy przecież Lynch jawi się nam jako wspaniały narrator, opowiadacz historii, a to przecież najbardziej podstawowa funkcja kina!
Nie będę teraz tutaj wyjaśniał o co chodzi w poszczególnych filmach, (bo sam tafferze przy niewielkim intelektualnym wysiłku byś do tego doszedł, ale o tym za chwilę) ogólnie rzecz biorąc Lynch pokazuje nam co może zrobić nam nasza psychika, jakie paranoje może wyhodować w sobie człowiek. I nie chodzi tu po raz kolejny o hodowanie dla samego schizofrenicznego efektu - chora lynchowska jednostka zawsze zapada na szaleństwo poprzez jakieś czynniki zewnętrzne (najczęściej u Lyncha wplątana jest w to zbrodnia).

Dalej Traffer999 krytykuje nieprzystępność tego filmu.
Skwitować mi to pozostaje tylko usmiechem! Jeżeli chcesz przystepności zapraszamy na "Nigdy w życiu" czy inny Testosteron. Po twoim profilu widzę, że przystepność nie jest dla Ciebie wartościa nadrzędną (zreszta gdyby była nie byłoby cię tutaj, przy Lynchu), ale cenisz przystepność do pewnego stopnia. W sensie że jest jakaś granica po której nastepuję juz tylko "pseudo intelektualny bełkot".
Otóż, zarówno ty jak i wiekszość osób biorących udział w tej dyskusji wykazują się pewną kulturową ogładą, ogarniają popliteracki kanon, popularniejsze filmy i zespoły, i potrafią w większości filmów bez wiekszego wysiłku wskazać motywy, interpretacyjne poszlaki i "przesłanie". Natomiast są dzieła wobec których jesteśmy może nie bezsilni, ale z którymi musimy się sporo namęczyć. I nie mówię teraz tylko o interpretacji czy zrozumienia dzieła, bo arcydziełem nazywamy też coś co jest od nas "większe", co zostawia nas bezbronnymi w sensie emocjonalnym (nie wiem, Chopin, I am a bird now, z filmów może lot nad kukułczym) również, nie tylko intelektualnym (tu raczej puzzle Mulhollandu, które niosa jednak też spory ladunek emocji! )
I to się nazywa geniuszem. Kiedy nie mamy poczucia kontroli nad doświadczanym dzielem, kiedy to juz nie jest od nas zalezne, że wybuchamy placzem podczas, lub po prostu nie ogarniamy tego czego słuchamy, czytamy oglądamy.
A artysta nie ma ŻADNEGO obowiązku schylania sie do odbiorcy, ŻADNEGO. Przykladem niech będzie James Joyce, autor morderczego literackiego dzieła Ulisses (tak, stąd mój nick, ale nie jestem jakimś fanatykiem, po prostu jakoś się nazwać musiałem :P) Trafny cytat Emila Ciorana o pisarzu: "James Joyce: najdumniejszy człowiek stulecia. Dlatego, że z uporem szalonego boga pragnął chyba - i bodaj w części to mu się udało - dosięgnąć Niemożliwego. I dlatego, że nigdy nie wchodził w układy z czytelnikiem oraz nie zamierzał być przystępny za wszelką cenę. Osiągać szczyty w niejasności."

Dlatego zamiast marudzić i robić ciśnienie, że się za pierwszym razem nie zrozumiało, warto po prostu (tak dla czystej estetyczno-intelektualnej przyjemności) spróbować ułożyc tą misterna układankę, jaką serwuje nam Lynch.

ocenił(a) film na 10
Ulisses7

surrealizm na tym właśnie polega że do końca nie jest wytłumaczalny i w ogóle zajebisty film i się odwalcie

ocenił(a) film na 10
Ulisses7

Świetny komentarz!

Nigdy nie czytałem "Ulissesa" zachęciłeś mnie. Pozdrawiam.

edit:
PS Co do emocjonalności i Lyncha, chciałem się zapytać co sądzisz o Donnie Darko, ale się powstrzymałem, teraz zajrzałem na Twój profil i widzę, że też doceniasz ten obraz. Jeśli o mnie chodzi to są to dzieła które wywarły na mnie ogromny wpływ emocjonalny. Po prostu trzeba mieć pewien stopień empatii żeby je docenić.

ocenił(a) film na 10
Ulisses7

Wreszcie coś mądrego na forum :D

użytkownik usunięty
Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 7

Myślę, że filmweb powinien pomyśleć o bardziej restrykcyjnej postawie wobec trolli i takich ludzi jak smokulec nie tylko cencurować ale i banować.

delh

szczególnie jesli rzuca pulpetem i nie grzeszy trescią

ocenił(a) film na 7

''oddajcie mi 2 godz i 20 min mojego życia, które straciłem na to "dzieło sztuki"! nigdy więcej Lyncha! bardziej przereklamowanym filmem od Mulholland Drive jest już tylko Avatar"" co do Twojej opinii to już się inni rozpisali ,porównywanie filmu Lynch z Avatarem bez komentarza a co do straconego czasu troszkę to głupie zawsze jak próbujemy czegoś nowego musimy wziąć pod uwagę rozczarowanie , gdybyś nie obejrzał tego filmu nie wiedział byś że nie Lynch nie jest Ci pisany :)

Tak, ja też nie lubię postawy w stylu "nie rozumiem filmu, więc nie ma on sensu". Czy ja, nie rozumiejąc fizyki jądrowej, mam prawo mówić, że jest głupia? Ale nieważne. Czemu zakładasz, że sława Lyncha jest niezasłużona? Na podstawie jednego filmu?