Lynch jest jak McDonalds, im bardziej się nad nim zastanowić tym gorszy sie wydaje. Sam zjada własny ogon i chce udowodnić swoją pseudowielkość pokazując widzowi, że jednak mozna filmu nie zrozumieć. Tylko po co, żeby zaspokoić chore ambicje? Oglądam juz którys film Lyncha i z każdym dochodze do wniosku, ze to nie jest dobry reżyser, i od momentu Blue Velvet pozostaje mu już tylko wymyślanie nowych imion dla kolejnych klonów Kyle'a Maclaclana.