Scenarzysta przeszarżował, pamiętam książkę Vernego "Przypadki pewnego Chińczyka",Verne chciał pierwotnie
akcje umieścić w USA XIX wiecznej z Amerykaninem w roli głównej, a nie mieszkańcem Państwa Środka,
ale twierdził w swoich wspomnieniach, że Yankes nie poszedł by na próbę samobójstwa, a Kitajec tak,
ponieważ w Azji jest na pierwszym miejscu rozpowszechniona sztuka sepulkralna, stąd Gavin powinien być
Japończykiem lub Chińczykiem. Byłoby to nawet wiarygodne w Azji, w USA tak kiepsko.
Wieżowiec w Szanghaju, w Pekinie lub w Yokohamie.
Nawiedzony pastor przerysowany, Liv Tyler z miną taką samą jak w Władcy Pierścieni jakby przedawkowała leki przeciwbólowe,
całkowicie beznadziejny negocjator i ciekawe rozważania o ateizmie i o gejach.
Mimo wszystko film dołuje.