Spodziewałam się wiarygodnej symulacji, a otrzymałam jakąś niestrawną papkę natchnionych "zielonych".
Słowem nie wspomniano o szkodliwych substancjach przewożonych np przez statki. Nie, wszystko spocznie sobie spokojnie na dnie i zostanie zaadoptowane przez rekiny (?!). Radioaktywne chmury nie będą nigdy "zmyte przez deszcz" - w momencie wybuchu kilkuset elektrowni na całym świecie nastanie nuklearna zima i tyle w kwestii odrodzenia się świata.
A tu widz słyszy brednie, że w rok po super-ekstra wybuchu (jedna elektrownia to siła ponad 500 bomb z Hiroszimy, według tego filmu) wszystko będzie radośnie kwitło, rozmnażało się, ćwierkało i mruczało. Radioaktywne odpady zostaną zmyte do oceanu, gdzie zostaną grzecznie wchłonięte przez plankton - i po problemie. Fabryki wypuszczają trujące substancje - ale to tylko wzmianka, nieistotny szczegół. I co z tego, że zatrutą wodę będą spożywały zwierzęta, że "użyźni" ona rośliny? Życie będzie kwitło jak nigdy dotąd, mimo spożywania najgorszych mieszanek chemicznych jakie mogą nam przyjść do głowy.
Za to o dwutlenku węgla usłyszałam tyle, i to w dodatku sprzecznych informacji, że zaczęłam się gubić, czy jest na świecie potrzebny czy nie? (oczywiście to był sarkazm, jakby ktoś się nie doczytał).
Osobiście szczerze odradzam, gorszej chały nie widziałam. A szkoda, temat bardzo ciekawy.
Przecież to nie była fantastyka, że ludzie "wyparowują " z lecących samolotów, płynących statków itd. Chyba lekko pomyliłaś oczekiwania co do filmu.
No ci, którzy pilotowali samoloty, statki - to że ludzi nie ma to była hipoteza - niekoniecznie mieli zniknąć w " filmowy " sposób.
Hipoteza właśnie brzmiała, że ludzie znikają w jednej chwili. Wszyscy ludzie, bez wyjątków. Mnie temat ten interesuje od dawna, toteż miałam nadzieję dowiedzieć się czegoś nowego. Rzetelnego.
Wybuch atomowy nie jest obojętny dla środowiska. Przykładem Czarnobyl, gdzie nadal licznik Geigera świruje czy archipelag Bikini. Nie ma więc mowy o tym, że deszcz radośnie zmyje wszelkie radioaktywne pyły, chmury i skażenia, bo by już to zrobił. Po wybuchu elektrowni następuje wieloletnia zima nuklearna, bez dostępu do słońca i życie umiera.
Chyba najbardziej rozbiła mnie... wieża Eiffla. Żelazna, stojąca pod gołym niebem, ażurowa konstrukcja ma stać dłużej niż budynki, którym pokruszył się (na wskutek działań atmosferycznych) beton, woda wlazła w szczeliny owego betonu, dotarła do żelaznych prętów, wraz z wiatrem spowodowała całkowitą korozję, efektem której było zawalenie się budynków???
P.S. jaca, dziękuję. To seriale głównie z mojego dzieciństwa :-)
Oj tam, oj tam.. Panterko :) jesteś zbyt drobiazgowa i się czepiasz szczegółów ;)) . To było " szczęśliwe " zniknięcie bez wypadków i katastrof.
A poważnie to woda i mróz jest wrogiem betonu. Mnie z kolei zaskoczyła inna rzecz - starożytni mieli lepszy cement niż my teraz!! - To po co nam ta " cywilizacja ";)
Ps. Mojego też :)
Panterko - licznik Geigera w Czarnobylu wariuje, co nie przeszkodziło przyrodzie porosnąć caluitkiego miasta. Ba, mało tego - okolice Czarnobyla są jednym z "rezerwatów" gdzie odradzają się wytrzebione i zapomniane gatunki - jak np. koń Przewalskiego...
Poza tym - licznik świruje tylko przy elektrowni, składowisku pojazdów i w zatopionych podziemiach. W reszcie co prawda przekracza dopuszczalne normy, ale musiałabyś przebywać wiele lat, żeby coś ci zaszkodziło...
Jednak sam fakt, że licznik wykrywa promieniowanie po tylu latach, przeczy hipotezie zawartej w filmie, jakoby deszcz miał ładnie spłukać wszelką radioaktywność do morza i dzięki temu uratować świat przed zimą nuklearną, skażeniem itp. A za link dziękuję bardzo, na pewno skorzystam.
Wykrywa nieznacznie podwyższone, daleeeeko od dawek niebezpiecznych dla życia.
Jak widać, przyroda potrafi sobie poradzić :)
PS. Dokument o podobnej tematyce - http://www.filmweb.pl/film/Life+After+People-2008-483118
1 to chyba zbyt surowa ocena.
Ps. Masz Joasiu ( chyba się nie pogniewasz?) szacunek do starych polskich seriali - miło widzieć, że ktoś szanuje filmy z tamtej epoki.
Mnie nieco rozwaliła sugerowana trwałość płyt CD, DVD - o ile się nie przesłyszałem - mówiono o czasie od kilkudziesięciu do kilkuset lat :) Nie polemizuję z czasem zachowania zapisu na wyprodukowanych fabrycznie, gotowych płytach (mam działającą płytę Audio-CD z 1984 roku), ale trudno mi zliczyć, ile serii płyt nagrywanych poszło do utylizacji, gdy po roku przechowywania w komfortowych warunkach bezpowrotnie utraciły przechowywane dane.