Akurat uwielbiam Fanny i Emmanuelle. Poza tym świetny pomysł z tą erotyką w tle, a któżby to lepiej zagrał jak nie Emmanulle właśnie. Ona jest chodzącym seksem i właściwie bez używania słów mogłaby oddac seksualny podtekst filmu. Szkoda tylko że całośc niezbyt trzymająca się kupy. Jakoś ciężko uwierzyc w to że Catherine jako zdradzana żona miałaby się tak zachowywac. Ale i tak nie żałuje czasu spędzonego z tym filmem i polecam jako coś innego, oderwanie od przekolorowanej rzeczywistości made in usa.
Tak, francuskie kino^^ Fanny i Emmanuelle- między nimi była taka chemia i erotyzm, że normalnie mogłam tego dotknąć. Wspaniale panie zagrały, moim zdaniem totalnie zepchnęły na drugi plan Depardieu. Mi osobiście bardzo podobała się reakcja Catherine na zdrady męża, to co postanowiła zrobić, nie zareagowała tak jak w amerykańskich filmach, nie wydzierała się, nie robiła awantur. Chciała go trochę pomęczyć, no a ze nic z tego nie wyszło...;) Można się domyślić końcówki, ale mi to nie przeszkadzało, podziwiałam panie;D Film ma swój specyficzny klimat, ma siłę przyciągania, jest po prostu przesiąknięty erotyzmem, pomimo, że nie ma tam w sumie scen łóżkowych, czy nawet wielu pocałunków. Jak dla mnie 9/10( co, trochę poszalejemy). Zastanawiam się czy obejrzeć wersje Amerykańców no ale jestem ciekawa pani Moore, więc chyba się skusze.
I jak? Obejrzałaś wersję amerykańską? Bo jestem ciekawa jak ją odbierzesz. Bo ja najpierw obejrzałam amerykańską i no ma pewne plusy i szereg rzeczy jest innych, choć bardzo dużo podobnych. Są pewne elementy, które w tej amerykańskiej dość mocno mi się podobają i sama gra obydwu aktorek i sama intryga nieco inna niż w wersji francuskiej. Podoba mi się ten pomysł w tej amerykańskiej wersji, jednak pod koniec przebiega to tak jakby się już śpieszyli i poszli na łatwiznę, bo jakby im się uświadomiło, że czas już skończyć film - taśma się kończy czy coś w tym rodzaju :) No i to mi się bardzo nie spodobało, bo nabudowali fajne relacje, zapętlenia, a potem tak dość prostacko (w taki typowo amerykański powierzchowny sposób) wszystko szask prask rozwiązali i skończyli. No i ogólnie ta francuska wersja wydaje się bardziej klimatyczna, bardziej rzeczywista, naturalna, bez jakichś głupawych przerysowań itp. i też chyba dam 9/10. Zwłaszcza, że uwielbiam Emmanuele. Ona ma w sobie jakąś niezwykłą tajemnicę i uwielbiam jak gra. Przy czym warto zauwazyć, że zagrała w tym filmie mając już 40 lat, a wygląda nadal młodziutko. Niezmiennie moja ulubiona francuska aktorka.
Tak więc, według mnie, wersja amerykańska trochę za bardzo poszła w prosta sensację (choć wiem, że to nie ten gatunek, ale tak to odbieram), ale parę elementów spodobało mi się, więc dałam 7/10, choć chyba trochę to zawyżone.
Ciekawa jestem cudzych odczuć co do obu wersji, tylko nie takich osób, które z założenia przekreślają remaki, bo wtedy wiadomo, że każdy remake skrytykują i nie ma w tym nic godnego uwagi. Także jak obejrzysz, to podziel się wrażeniami.
Tak na drugi dzień obejrzałam amerykańską wersję;) wg mnie te filmy są mało do siebie podobne- poza główna intrygą. "Chloe" to jest typowo amerykańska produkcja(nie mówię że zła) starałam się nie porównywać obu produkcji- jak napisałam na forum Chloe trzeba zmienić "tryb francuski" na "amerykański";) jeśli mam być szczera to nie podobało mi się co zrobili moja Nathalie- jakąś wariatkę. No i brak mi tej tajemniczości- w "Nathalie" można się było domyśle tego że panie.. Cóż mają na siebie ochotę i czuło się ten magnetyzm i erotykę. A w "Chloe" pokazali dużo więcej i jeszcze, a jakoś nie czułam TEGO CZEGOŚ co było w Nathalie tam mi wystarczyło, że panie się dotknęły.;) Nathalie ma u mnie 9, natomiast "Chloe" 7( aktorstwo mi się podobało aczkolwiek wolę Fanny i Emmanuelle). A i nie jestem osobą, która z góry skreśla remaki.;) pozdrawiam.
hehe fajnie, dałyśmy identyczną punktację, bo też dałam "Chloe" 7, a "Nathalie" 9. W każdym razie ciekawie jest obejrzeć takie dwa tak różne podejścia, bo właśnie mimo podobnej sytuacji wstępnej i nawet wielu identycznych scen czy dialogów filmy mocno się różnią. I ciekawa jest ta wielka różnica między stylem amerykańskim, a francuskim, która własnie na przykładzie tego filmu tak bardzo rzuca się w oczy. W "Nathalie" podoba mi się to, że pobudki obu bohaterek nie są do końca sprecyzowane, a przynajmniej ja je tak odbieram. Taka jakby gra zmysłów. Psychiczne pułapki. Zwłaszcza ze strony Nathalie jest wg. mnie widoczne takie niezdecydowanie i pewna beztroska co do tego do czego to doprowadzi połączona z zainteresowaniem prowadzeniem gry. Nie widzę w tym nawet jakichś czysto homoseksualnych podtekstów, a jedynie igranie z drugim umysłem i tym bardziej, że to umysł kobiety i to kobiety o tak innym zawodzie (innym stylu życia i bycia). Jest w tym coś intrygującego i uważam, że Emmanule Beart znakomicie gra takie role, kiedy to trzeba więcej oddać mimiką i gestami niż w formie dialogu. Z kolei w wersji amerykańskiej sam pomysł na to zauroczenie i w końcu miłość też mi się spodobał i obie aktorki grały bardzo emocjonująco/wyraziście, jednak jakoś zabrakło czegoś, zwłaszcza przy końcu. Sporo stracili na naturalności filmu. Końcówka była taka jakaś niby mozliwa, a jednak nieżyciowa i jakby pozerska. No, ale ciekawie było zobaczyć te dwa spojrzenia - tak różne choć tak podobne.
No i dzięki, że odpisałaś i podzieliłaś się opinią :)
Tak, gdyby nie zrobili z Chloe jakieś wariatki rzucającej się z okna, to dałabym nawet 8;) Ta końcówka trochę popsuła mi odbiór filmu. W "Nathalie" skończyło się tak normalnie, z lekka nutką tajemnicy- natomiast w "Chloe' był taki typowo amerykański dramatyzm XD
Z ciekawością przeczytałam wymianę zdań między Wami."Chloe" jest właśnie na naszych kinowych ekranach i ja najpierw właśnie obejrzałam amerykańską wersję,a niedawno skończyłam oglądać " Nathalie".
Mimo wielkiej sympatii do p.Moore bardziej wolę i polecałabym wersję francuską.Nie chcę się powtarzać za Wami,bo generalnie mam podobne zdanie- mnie wystarczą tylko rozmowy,spojrzenia i gesty między Fanny i Emanuelle,pewna tajemniczość i brak emocjonalności,która "wypływa" z Chloe (samej bohaterki i całego filmu) Dla mnie lepsza,choć oszczędniejsza (np. nie wprowadzanie w grę syna ) jest fabuła francuska .To,co jest między francuskimi bohaterkami bardziej mną poruszyło niż dosłowność czyt. konsumpcja:) znajomości w amerykańskiej wersji.
Ale o gustach ( i biustach:)) się nie dyskutuje,choć przykre,że są i tacy dla których "Nathalie" to nudy i (uwaga -szok!!)brak erotyki!!Już nie mówię,że wolę klasę Fanny i wyjątkowo w tym filmie piękną Emanuelle
PS. Bisexidryna,ja bym nie powiedziała,że Chloe to wariatka- może ma po prostu zbyt ognisty temperament :)))
No wiesz, może wariatka to zbyt dosadne określenie;) rozchwiana psychicznie;) jeszcze muszę dopowiedzieć, że muza w Chloe jest świetna;)
W nocy obejrzałam Nathalie i byłam pod wrażeniem. To jak zagrały obie panie, wbiło mnie w fotel. Jeżeli ktoś zarzuca, że brakuje erotyzmu w tym filmie, to chyba jest ślepcem. Erotyzm był w powietrzu, w spojrzeniach, w delikatnych gestach. Wszystko zagrane z wielkim taktem, smakiem, tajemniczością. Nawet się cieszę, że nie ukazana jest tutaj konsumpcja, bo to porusza naszą wyobraźnię.
Po przeczytaniu Waszych komentarzy i innych oglądających, postanowiłam, że obejrzę amerykańską wersję. Oczywiście po słowach, które przeczytałam stwierdziłam, że Chloe brakuje wiele do francuskiej wersji. Obejrzałam i stwierdziłam, że zbyt krytycznie i za szybko skreśliłam ten film. Daję tak jak Wy 7 za grę aktorską oczywiście. Brak tej wersji tej typowej tajemniczości. Zbyt dużo pokazane.
Oceniłam oba filmy tak jak Wy i sądzę, że jeszcze do nich kiedyś wrócę.:)