Oglądając 'My Sassy Girl' byłem zachwycony Jun Ji-hyun, Koreanką która grała tam główną rolę. Stworzyła bardzo fajną, nietypową jak na takie kino kreację - zadziornej, pewnej siebie, drapieżnej i słodkiej zarazem dziewczyny, która była przeciwieństwem większości rozmemłanych i przesłodzonych ślicznotek z komedii romantycznych. Stwierdziłem więc, że muszę zobaczyć ją w czymś jeszcze i teraz nadarzyła się ku temu okazja. Reżyserem 'Windstruck' jest gość od 'My Sassy Girl', więc wiedziałem czego się spodziewać i to otrzymałem, ale... No właśnie... Linia fabularna jest niemal identyczna jak w przypadku 'Sassy': waleczna i 'niezależna' babka poznaje rozmemłanego niedojdę, zakochują się w sobie, lalala itp. Z tą różnicą, że tutaj nie będą żyć długo i szczęśliwie. Koreańskie komedie romantyczne cechują się bardzo luźnym realizmem i sporym dystansem do przedstawianego świata, co samo w sobie jest zabiegiem ciekawym, powodującym spore rozluźnienie akcji, ale tutaj z jednej strony zastosowano ten zabieg niemal do kwadratu, a z drugiej historię opowiedziano z taką powagą, że w efekcie tego powstał film, który nijak nie chce trzymać się logiki, a na domiar złego jest tak potwornie patetyczny. Przyznam, że dawno nie widziałem tak irytującego filmu i te ponad dwie godziny przetrwałem jedynie za sprawą Ji-hyun, która jest naprawdę niezlą aktorką (świetna mimika!), choć niebezpiecznie wpędza się w szufladkę...