Lubię b-klasowe sci-fi z klimatem. Dlatego "Turkey Shoot" czy "Dead Man Walking" dość miło wspominam. Tutaj zdawało się że również wszystko zagwarantuje mi dobrą zabawę- obsada idealna dla tej kategorii, spory budżet, reżyser... A jednak wyszedł kicz nie do zniesienia.
Atmosfera lat 90 wcale do siebie nie przyciąga (w przeciwieństwie do kina z wcześniejszej dekady), fabuła jest tak poplątana, że aż głupia, a sceny akcji- cóż szkoda gadać. Bohaterowie latają ze śmiesznymi giwerami (większymi niż oni sami), robią non stop fikołki przed zabiciem kogokolwiek i zanim uda im się choć raz coś trafić, to marnują cały magazynek. Oglądając kolejne sceny można umrzeć ze śmiechu, tak bywają idiotyczne, a najlepsze że reżyser wszystko potraktował na serio. Tak więc raczej szykujcie się na komedię...
Co ciekawe Pyun sięgnął później jeszcze raz po podobny temat. "Omega Doom" w jego wykonaniu jest dużo lepszą wersją "Nemesis" bo tam bohaterów ogranicza budżet producentów, mała przestrzeń i fakt że jest ich niewielu, więc zabijają się dość oszczędnie. Tutaj to wszystko jest jednym wielkim chaosem, bez ładu i składu. Nie polecam.

PS. Jako ciekawostkę należy zaliczyć małą rólkę Thomasa Jane, w arcy głupiej scenie gdy na golasa daje się pobić tak samo ubranej lasce... Chyba tylko scena z babcią i jej giwerą jest bardziej bez sensu.