Muzyka miło pulsuje w głośnikach, zdjęcia - jak to u Refna - wypieszczone i niemal artystyczne przez co za każdym razem gdy oglądam jego dzieła zastanawiam się czy on chce kręcić filmy czy obrazy. To jest mój czwarty film tego reżysera i po raz kolejny opakowanie nie idzie w parze z wnętrzem. Niby znalazłem tu jakiś przekaz [naturalność, świeżość i niewinność prędzej czy później zostają pożarte przez szarość i bezosobowość prawdziwego życia który symbolizują dwie modelki] ale nic specjalnego to nie było, takie alibi żeby nikt nie zarzucał mu braku historii.
Refn zjada własny ogon chociaż pewnie Lars von Trier podczas seansu świetnie się bawił.