Węgierska wieś, lata 20. XX wieku. Siedmioletnią Csöre poznajemy w momencie, gdy biega naga po polach, ganiając za niesforną krową imieniem Boris (kto ze wsią miał niewiele wspólnego, nie wie czym jest otarcie nagim ciałem o liście kukurydzy).
Można by pomyśleć, że to sielski obraz beztroskiego dzieciństwa. Nic bardziej mylnego. Mała bohaterka od początku filmu mierzy się z niewyobrażalnym okrucieństwem i przemocą. Chcąc zagonić żarłoczną krowę do zagrody, pada ofiarą gwałtu.
Zapłakana, wraca do domu rodziny zastępczej Dudásów, która wzięła ją pod dach tylko i wyłącznie dla "pensji" z sierocińca. Nie może liczyć tam na jakiekolwiek wsparcie, bo jest traktowana gorzej niż pies. Za byle błahostkę przewidziana jest bezwzględna kara.
W domu pasuje nędza, brud i głód, a dzieci chodzą w łachmanach. Wyjątkiem jest Csöre, która biega nago, co podkreśla jej odmienność. "Nie masz nic, poza własną skórą" - podkreśla sadystyczna matka zastępcza.
Pewnego dnia, głodna dziewczynka pałaszuje arbuza znalezionego na obcym polu. Robi z jego połówki hełm, który przynosi do domu. Za "kradzież" zostaje ukarana przypaleniem ręki rozżarzonym węglem. Torturowana psychicznie i fizycznie siedmiolatka, postanawia uciec.
W efekcie znów trafia do sierocińca.
Kiedy wydaje się, że los wreszcie się do niej uśmiechnie i zostanie adoptowana przez troskliwą parę, kolejny raz zderza się z jadącym pociągiem. Trafia do zubożałego małżeństwa, które potrzebuje darmowej gosposi i opiekunki do dziecka. "Matka zastępcza" nie jest o wiele lepsza niż rodzina Dudásów. Nie ma oporów przed biciem i obrzucaniem wyzwiskami małej Csöre.
Promień nadziei wychodzi zza chmur, gdy siedmiolatka zaprzyjaźnia się ze starcem, ojcem matki zastępczej, który mieszka w oborze. Starzec traktuje małą z szacunkiem i godnością. Niestety Csöre nie dane jest zaznać szczęśliwego życia. Sfrustrowana dziewczyna ucieka w świat marzeń. Ma nadzieję, że jej prawdziwa matka, wybuduje dla nich dom w lesie i pewnego dnia po nią wróci...
Film powstał na podstawie powieści Zsigmonda Móricza z 1941 roku. Autor spotkał 10-letnią dziewczynkę, która stała na skraju Mostu Wolności w Budapeszcie. Mała sierota chciała popełnić samobójstwo. Móricz zaopiekował się nią i traktował jak własną córkę. Mała sporo opowiadała mu o swej przeszłości i okrucieństwach jakie zaznała od rodzin zastępczych, co zainspirowało pisarza do napisania książki.
Obraz László Ranódiego nie należy do łatwych i przyjemnych. Wbrew pozorom, nie skupia się na znęcaniu się nad dzieckiem. Mówi o rozdzierającym poczuciu beznadziei.
Nieludzkie traktowanie małego, niewinnego dziecka nie pozostawia w obojętności i głęboko porusza, rzucając widza w wir bezradności i emocjonalnego wypatroszenia.
"Árvácsk" opowiada o okrucieństwie, które w efekcie zatacza krąg i prowadzi do tragedii.
Film naszpikowany jest wieloma scenami, które budzą niemałą konsternację - zabawa dziewczynki martwą sikorką, asystowanie dziecka przy upuszczaniu krwi ze świni, "łapanka" Csöre przez gwałciciela, bardzo obrazowa przemoc skierowana w kierunku głównej bohaterki.
Gromkie Brawa należą się odtwórczyni piekielnie trudnej roli Csöre, której gra jest bardzo sugestywna i naturalna - aż zapiera dech w piersiach (nawet Meryl Streep może się schować). Wydawać by się mogło, że Zsuzsa Czinkóczi całkowicie skonsolidowała się z postacią, którą grała.
Nie jest to seans dla każdego, ponieważ budzi lawinę skrajnych emocji. W mojej pamięci film ten wyrył spory ślad i wywołał spore zamieszanie emocjonalne, które zapewne nie przeminie za szybko.