Długo trzeba było czekać na kolejne kino społeczne Kena Loacha. Tu, w przeciwieństwie do „Ja, Daniel Blake”, nie ma chwili na złapanie oddechu. Porażający obraz spirali bezradności, który doskonale uzupełnia „Zatyranych” Jamesa Bloodwortha – tę książkę właśnie wydaje Prószyński. Bloodworth pisze w niej, że bieda jest złodziejem czasu. Tu kradnie absolutnie wszystko. Nawet resztki czułości i rodzinnej solidarności wobec tej biedy. Loach nie daje żadnej taryfy ulgowej – ani swoim bohaterom ani widzowi, który od początku jest w szachu. Bezkompromisowy i bardzo mocny film. Świetnie zagrany.