Głównym bohaterem jest kolejny skrzywdzony w dzieciństwie przez swoją matkę chłopczyk, który wyrósł na mężczyznę ze ,,specyficznym'' popędem seksualnym. Zakuty przez kajdany lojalności wobec rodzicielki, snuje swój monotonny żywot, pragnie, marzy i słyszy głosy.
Gdy matka umiera, wypuszcza on z siebie mroczne pragnienia i zachcianki, czuje chęć posłuchania sobie jego muzyki na cały regulator, oraz spalenia żywcem kilkorga niewiast z powodu...
...tak wiadomo, był krzywdzony w dzieciństwie.
,,Czarno-biały'' toporny portret szaleństwa. Miłośnikom gatunku nie pozostaje nic tylko zaciskać kciuki że ten film będzie czymś więcej, niż tylko spóźnionym, mocno wyeksploatowanym ćwiczeniem z psychologii, którym reżyser chciał ,,zaskoczyć'' widzów. Wystarczy na przykład wspomnieć ,,Deranged '' z 1974 roku, aby zniechęcić do sięgnięcia po ten mocno przestarzały straszak..
Grana przez miałkiego David'a Brody'ego postać nie wzbudziła u mnie żadnych emocji. Jego przewracanie oczami, gdy jest w trakcie realizowania swojego planu, przywiodła mi na myśl mimikę postaci antagonistów z kreskówek. Na siłę wtłoczone do tego spektaklu tak zwane jump sceny( Znienacka wyskakują jakieś zombie-wiedźmy, w tle włącza się syrena strażacka) biją na głowę współczesne tandetne tricki.
Według mnie, na spokojnie można sobie odpuścić wizytę w tym domostwie, nic nie ma w nim ciekawego.