Przyznaję, że film mnie zauroczył, chociaż nie do końca potrafię sprecyzować dlaczego. To jeden z tych obrazów, które najlepiej ogląda się siedząc w wygodnym fotelu i powoli pijąc kawę z wyszczerbionego kubka. Bez trudu przychodzi nam wtedy wybaczenie drobnych potknięć scenarzysty, a wolno płynąca akcja nie wywołuje irytacji. Niewątpliwie w "Niebiańskich dniach" na szczególną uwagę zasługują znakomite, wizyjne, bardzo plastyczne zdjęcia Nestor'a Almendros'a pokazujace falującą, rozedrganą, piękną ale też niszczycielską przyrodę. Fabuła filmu opiera się na dramacie trójki bohaterów, których postępowanie jest moralnie dwuznaczne. Ciekawa jestem, czy Malick czytał powieść "The Wings of the Dove" Henry'ego James'a, bo jej schemat fabularny jest bardzo podobny. W każdym razie reżyser raczej stawia pytania niż daje gotowe odpowiedzi, a to dla mnie zawsze przemawia na korzyść filmu. Nie mamy nawet pewności, czy cała ta niezwykła opowieść nie jest jedynie wytworem wyobraźni pewnej wrażliwej, inteligentnej i bardzo samotnej dziewczynki.
Według mnie przyroda jest w tym filmie nawet ważniejsza od ludzi, jest obojętnym Rajem istniejącym obok, lecz osobno, rządzącym się swymi prawami i trwającym wiecznie, podczas, gdy los człowieka jest ulotny.
W opowieści dziewczynki pojawiają się motywy biblijne: szatan jako zdradziecki wąż, wszechobecny grzech. Abby i Jack mogą być więc współczesnymi Adamem i Ewą, spędzającymi swoje "niebiańskie dni" pod bokiem wyrozumiałego i sprawiedliwego gospodarza, ich czas w Raju jest jednak tylko "pożyczony", dosięga ich grzech i gniew, doznają wygnania i upadku. Świat na zewnątrz ofiarowuje im nowe życie, w które bezrerfleksyjnie zapadają, nieomal zapominając o poprzednich kolejach swego losu. Właściwie są tylko liśćmi na wietrze, a ich teraźniejszość i przyszłość nie zależy od nich samych, Abby nie wie do końca, którego mężczyznę kocha, Jack znika gdzieś, by potem niespodziewanie się pojawić. Nie są to chyba jednak potknięcia scenarzysty, a świadomy zabieg reżyserski, niedookreślenie jest jednym ze składników tego ekranowego poematu, malowanego kamerą Almendrosa ...
Nie analizowałam tego obrazu pod kątem jego wymowy symbolicznej, ale skojarzenia z biblijnym Edenem wydają mi się w tym wypadku trafne. Przyroda w filmie istnieje niezależnie od ludzkiej obecności i jest wyrazem pierwotnej harmonii, którą człowiek narusza. Myślę, że to faktycznie swoisty Raj utracony, gdyż wszyscy bohaterowie ostatecznie opuszczają farmę i to w bardzo dramatycznych okolicznościach. Być może zresztą nigdy nie stanowili integralnej części otaczającej ich przyrody, wybierając życie w permanentnym kłamstwie. Linda wprost stwierdza, że mimo iż czuje się szczęśliwa piękno krajobrazu zaczyna być dla niej męczące. W filmie widoczne są również inne odniesienia biblijne, chociażby plaga szarańczy, niszczącej uprawy czy jak już wspomniałaś judeochrześcijańskie pojęcie grzechu i jego konsekwencji. Nie wydaje mi się jednak, że bohaterów można porównać do liści bezwolnie unoszonych przez wiatr, dokonują przecież wyborów, mogą kształtować swój los - niestety wybierają jedynie iluzję szczęścia.
Oglądając "Niebiańskie dni" miałam wrażenie, ze fabuła jest miejscami niespójna i zbyt niejasna. Reżyser mógł posłużyć się bardziej zręcznie sugestią, wskazać widzowi przynajmniej właściwy kierunek rozważań. Tymczasem nie wiem, czym tłumaczyć niektóre zwroty akcji, czy też jakimi faktycznie motywami kierowali się bohaterowie. Malick spiętrzył możliwe rozwiązania nie dając zbyt wielu wskazówek. Być może jego intencją było pozostawienie widzowi całkowitej swobody interpretacji, ja jednak wolałabym, żeby opowiedział tę przejmującą historię z mniejszym dystansem.