Naomi Watts nie raziła mnie wcale (gra aktorów to jedna z głównych zalet tego filmu). Nawet jeśli to naprawdę faktach, to jednak chwilami wydawało mi się, że twórcy przesadzili z naturalizmem (choć na to mogę przymknąć oko). Nie podobała mi się jednak scena narkotycznego snu, tak dziwnie zmontowana i ujęcie, które następuje po trwającej sekundę po niej ciemności. Plus świetny epizod Geraldine Chaplin.