Dla mnie główna zaleta filmu to przesłanie, że warto być otwartym, spontanicznym. To daje
radość z życia i przełamuje wiele lodów. Można pomóc sobie i innym. Świetnie zobrazowane,
w dodatku oparte na faktach - to nie kit.
Poza tym to dobrze zrealizowany film, z interesującą fabułą i świetną grą aktorską, szczególnie
Omara Sy, który nadaje obrazowi niezwykły koloryt.
Na koniec: to nie komedia, a przynajmniej nie typowa komedia. Raczej film obyczajowy z
elementami komedii i dramatu. Po prostu życie.
Jeśli ktoś nastawi się tylko na komedię i będzie oczekiwał co chwile sal śmiechu, może się
zawieść, dlatego uprzedzam.
To że film jest oparty na faktach o niczym nie świadczy. Ja osobiście po takich filmach jak : restless , adam czy 50na50 (dosyć przygnębiające kino) ten film oglądałem z nieskrywaną ulgą. Wszystko w nim było troche takie cukierkowate i chyba to jest prawdziwą zaletą właśnie, owego filmu. Chociaż nie jest on jakiś specjalnie wyjątkowy. Jeśli chodzi o przesłanie dodałbym jeszcze taką swoja puente, która też jakoś podsumowuje ten film, że co by się nie działo, trzeba zawsze myśleć pozytywnie.
Oprócz otwartości i spontaniczności przydaje się poczucie humoru. To dlatego Driss jako jedyny z kandydatów nawiązuje kontakt z kalekim milionerem.
Poczucie humoru zawsze się przydaje:)
Choć jesteśmy codziennie bombardowani złymi informacjami, pogoda ducha jest ważna, bo uleganie tym negatywnym falom do niczego dobrego nas nie doprowadzi...
Tak, fajna reklama - oparty na faktach :P Ten film jest tak samo oparty na faktach, jak "Kupiliśmy zoo", wystarczy przeczytać wywiad z Philippe Pozzo di Borgo. Ogólny zarys - oczywiście tak, wzajemna pomoc itp itd, ale ten motyw można znaleźć w wielu innych filmach. Zwykła bajeczka o tym, jak to ludzie są dobrzy, cudowni i jak to sobie można pomagać. Co jest fajne - że przynajmniej widz pogapi się w ekran, pogada "ludzie to jednak nie tylko krwiożercze bestie", ale ciekawa jestem, ilu ludzi naprawdę "przełamało lody" dzięki temu obrazowi, ciekawe, ilu ludzie naprawdę coś zmieniło w swoim życiu dzięki temu filmowi. Każdy słodzi tej historii, nie znajdując nawet cienia goryczy. Lepszą rolę zagrał p. Cluzet, tutaj nie ma nawet cienia wątpliwości. I ten film naprawdę jest komedią, nie można bać się śmiechu w trakcie oglądania "Nietykalnych". Ja osobiście śmiałam się na tym filmie głośniej niż przy niejednej "komedii". I nie, nie jestem rasistką, ale naprawdę rola Omara dodaje kolorytu - w końcu czarny mężczyzna jest bardziej "stereotypowy" niż Algierczyk, zwykła poprawność polityczna.
Dziękuję za sprowadzenie na ziemię ;-)
Czyli świat to jedna wielka dżungla, walka o byt? Banalnie mówiąc - człowiek człowiekowi wilkiem. Jeśli nawet jest życzliwy i pomaga, to ma w tym jakiś ukryty cel?
Czy nie warto zatem tworzyć czegoś, co choć odrobinę popchnie rozwój w lepszym kierunku? Pewnie dojrzałych, ukształtowanych ludzi nic już nie zmieni (przynajmniej na lepsze), ale dzieci, młodzież? "...Czym skorupka za młodu..."
A życie nie jest walką o byt? Nie mówię, że "człowiek człowiekowi wilkiem", ale są różne sposoby na odnalezienie się w świecie, nad tym można by się rozwodzić na płaszczyźnie filozofii, ale co to da, skoro mówimy tutaj o różnych szkołach, w zasadzie nawet Marksa można spokojnie przełożyć na codzienne życie i wszyscy byliby zadowoleni, gdybyśmy podążali jego ścieżkami. Wracając do filmu - nie oszukujmy się, jest dużo obrazów o podobnej tematyce i wszystko stoi w miejscu. Na ogół dzieci spojrzą na "Nietykalnych" jak na komedię (a tego filmu dla dzieci nie polecam, a tym bardziej dla młodzieży - "Nietykalni" pokazują, że używki, takie jak narkotyki czy alkohol, nie szkodzą zdrowiu i życiu ludzkiemu, przekraczanie prędkości jako wzór do naśladowania (?), przekręty, matactwa, to na ogół nie jest film dla ludzi, którzy nie mają jeszcze wyznaczonych ścieżek w życiu). Dojrzałych ludzi mogłoby "zmienić", pokazać im, że jednak jest jeszcze na tym świecie ktoś oprócz naszej szanownej osoby, ale powtarzam - to już było. Film jest popularny dzięki metce "prawdziwe fakty", można nim nacieszyć oko, ale nikt nie zauważa, że widz jest zwyczajnie oszukiwany przez producentów, dystrybutorów itd. To jest w tym obrazie najbardziej smutne.
Czasami widz lubi być oszukiwany. Wszystko zależy od tego w jaki sposób się to robi.
A czy ten film nie robi tego nachalnie? Czy nie ma tutaj schematu "amerykański sen"? Czy nie jesteśmy obrzuceni reklamą "prawdziwe fakty"? Czy nie mamy wrażenia, że jednak rzeczywistość przedstawiona w filmie jest iluzją? Nieświadomi "konsumenci", zasypani tymi obrazami biją do kin, pchają w siebie suche dane i nic z tego nie wyciągają oprócz frazesów, którymi warto podzielić się ze znajomymi przy kawie w Starbucks (te z kolei dalej zostaną powielone ale tylko jako anegdota, nic nie zmieniającą w ich życiu). Widzom potrzeba szoku, ukazania prawdziwości a nie słodzenia "hej, i ty spotkasz swojego milionera, musisz tylko trafić do więzienia i cieszyć się życiem).
Hahahahahahahahahahahahaha. Brawa dla ciebie za wykwintne poczucie humoru! Człowieku, gdzie nauczyłeś się w taki sposób czytać ze zrozumieniem? Chcę tam złożyć papiery i złożyć laury przed stopami twoich mentorów!
Jest "Motyl i skafander" i są "Nietykalni", tylko że są nakręcone w zupełnie inny sposób. Pierwszy miał być prawdziwy a drugi przesłodzony. Taka konwencja - opowiedzieć smutną historię ( no może nie do końca) w wesoły sposób to też sztuka.
Skąd możesz wiedzieć czego potrzeba widzom? Może Ty tego potrzebujesz lecz nie możesz się wypowiadać za ogół widzów.
Popularność "Intouchables" świadczy najlepiej o tym czego potrzeba widzom. Reżyser to wiedział i sprostał ich oczekiwaniom. Oczywiście każdego nigdy nie można do końca zadowolić, zawsze znajdą się malkontenci.
Reżyser wiedział, jak użyć złych wzorców do osiągnięcia dobra, co raczej nie przyda się pozytywnie widzom o niskich wymaganiach wobec filmu. Malkontenci? Owszem,uważni i świadomi obrazu widzowie znajdą minusy i plusy filmu, ale nie mówmy o malkontentach.
Ja będę Cię bronił. "Malkontenci? Owszem,uważni i świadomi obrazu widzowie znajdą minusy i plusy filmu, ale nie mówmy o malkontentach." - bardzo trafne stwierdzenie. Poza tym wszystko co piszesz to prawda. Już rozpisywałem się na temat tego filmu w osobnym wątku, więc tutaj nie będę. Do wszystkich jednak: rozważcie czy przypadkiem to co pisze Mia nie jest przypadkiem prawdą. A nawet jeśli się z tym nie zgodzicie, to nie atakujcie jej, tylko spróbujcie merytorycznie wyperswadować.
Pozdrawiam.
nbvcxzjklkjhgfdfghjkljhgfdtyuiphgnvbm,mn
ok. ok. ook. spokojnie ludzie, to nie wojna, nie ma sojuszników, nie ma wrogów. Nie widzę tu agresji, ataków, jest ok ok ok.
Jeśli chodzi od strony języka to dyskusja jest wojną :D
Cały zbiór metaforycznych określeń jej dotyczących ma taką genezę.
W moim poście nie ma emocji, a wojna bez emocji to nie wojna. Prędzej sztuka.
Jednak ja dyskusji nie definiuje w ten sposób, a że tak definiuje język to już nie moja wina :)
haha.sic!. I jeszcze raz: haha. To teraz tłumaczę z czego się tak śmieje - wcale nie z Twojego przekonania, że należy wierzyć w ludzi. Nie z tego też, że wierzysz w moralistykę, ani nie z tego, że nawołujesz do poczucia humoru. Z tymi rzeczami się zgadzam. Jednak Twoja naiwność jest przekomiczna. Tylko niewielki gros ludzi pisuje w ten sposób jak ty, mogę śmiało strzelać, że zacytujesz się pseudo-mądrościami o sile umysłu, pozytywnym nastawieniu, poszerzaniu horyzontów, new age'owskimi śmieciami, równowadze ducha itd. Może "zaczytujesz" to złe słowo, Ty je po prostu czytujesz i w nie wierzysz. Zlej na to. Miałem do czynienia z towarzystwem z pod tego znaku, przeglądałem wiele pozycji o takowej tematyce, proponowano mi pisanie artykułów do nowo powstającej gazety o takim zabarwieniu. Uwierz mi, szkoda zapełniać sobie tym głowę. To wszystko jest na wskroś naiwne, prawie tak samo jak wiara w funkcjonującą w praktyce komunę. Wszyscy wiemy jak to się kończy. A ludzie wyznający poglądy Twojego pokroju wcale nie są bardziej wartościowi i ludzcy od innych. Wiem to z doświadczenia. Te rzeczy o których piszesz nie występują w parze z naiwnością. Naiwność im przeczy. Walka z ludzkimi przywarami jest naprawdę niezłą harówką, sam po sobie powinieneś o tym wiedzieć. I tylko wtedy, kiedy zdajesz sobie z ogromu pracy, z niedocenienia Twojej pracy, z siły jaką musisz okazać, z ciągłej inicjatywy, z bólu jaki ci to zada, tylko wtedy masz szanse powodzenia. Chcesz popchnąć młodych? Znakomicie, ale nie takimi metodami. Nawet jeśli uda ci się je zaszczepić, to uczynisz tym więcej szkody niż pożytku. Ty sam wierzysz w owe idee z powodu zwykłej kompensacji. Nie ucz innych uciekać od problemów bo nie na tym to polega...
Pozdrawiam serdecznie i zapewniam Cię, że jeden Seneka powie ci więcej o naturze ludzi niż wszystkie New Age'owskie książki jakie przeczytałeś/ masz zamiar przeczytać.