Też mam takie wrażenie. Może dlatego film mi się podobał:]]]. Coś jest w tym, że iluzjoniści kiedyś robili cudowne sztuczki. A teraz widzisz w tv, jak robią sobie krzywdę.
Też wydawało mi się, że parodiują Crissa Angela, za którym osobiście nie przepadam :) W każdym bądz razie, Jim Carrey jak zwykle spisał się genialnie. Pojawił się w tym filmie zaledwie kilka razy, a sceny z jego udziałem były moimi ulubionymi ;) Jak mam być szczera - wcale bym nie pogardziła, gdyby przez cały film występował tylko Jim :D