Nie rozumiem dlaczego Jerome tak się zachował w scenie z P. Odszedł od Joe, ale nie zrobił tego bo jej nie kochał tylko już nie mógł sobie poradzić z zazdrością. Przez dłuższy czas to znosił i był w stanie poświecić się dla tej relacji. Godził się na to żeby zaspokajała swój apetyt seksualny z innymi mężczyznami. Rozumiem że w końcu nie wytrzymał i odszedł. Mogłoby się wydawać że po tylu latach jak ją zobaczy to jeszcze jakieś uczucia będzie względem jej miał. Wiem że ona do niego celowała, ale mimo wszystko w tej scenie ukazał nam się Jerome zimny, pozbawiony empatii, uczuć. A widać było że ona wciąż go kocha. Nie rozumiem. Tak samo P. Czy ona wogóle wiedziała że oni byli kiedyś razem?
Mi ta scena miała odwzorować ich pierwsze spotkanie, w którym był tak samo zimny a wręcz bucowaty.. to dopiero Joe go zmieniła w kochającego męża, ale, gdy ją stracił znowu wrócił do swojego "kokonu" bogatego buca. Jerome nie może wyjść z kokonu, wie że to nic nie zmieni, postanawia cieszyć się życiem i to on znowu dyktuje reguły. Co do dyktownia reguł, pamiętasz scene w aucie gdy nie mógł zaparkować? Wtedy Joe pokazała mu że jednak można...zrobiła to jeszcze kilka razy tylko mniej sugestywnie, ale to już nie będę zbaczać z tematu.. Chodzi o to że Jerome to dumny facet, który raz zaryzykował, sparzył się i już ma jej dość, Joe zniszczyła mu rodzine i była powiedzmy sobie szczerze suką.. mimo że trafiła do mnie jej postać w 100%, no może niepotrzebny był ten wątek lesbijski z tą dziewczynką.. ale rozumiem moment zaskoczenia ze strony reżysera, tylko mam wrażenie, że mogli wymyśleć coś lepszego bo kuło w oczy strasznie, że nie ma żadnych uczuć między nimi. Żałuje że tak mało było Shii, mogli też lepiej wykorzystać rolę "K" ;)