O ile jedynkę oglądałam z względną ciekawością, o tyle dwójka już płynęła w swoim tempie, wiedziałam, czego się po niej spodziewać, czego oczekiwać. Wciąż jednak narastało we mnie pytanie: Kiedy zobaczę, dlaczego główna bohaterka wylądowała pobita w zaułku. Nie spodziewałam się jednak, że zobaczę nagła przemianę Seligmana, bohatera granego przez aktora, który do tej pory kojarzył mi się z filmem "Mamma Mia". W ostatniej scenie zmieniły mu się nie tylko oczy, które jakby sczerniały, ale zmienił się chód, wyraz twarzy, nawet jego dłonie, kiedy zbliżał się do łóżka śpiącej wydawały się złowieszcze. Nie wiem, czy to kwestia doboru dobrego aktora, zabiegów reżyserskich czy może tego, że się już nie spodziewałam po nim niczego złego sprawiły, że wbiło mnie w fotel - i wstałam z niego dopiero po chwili. Dla tej końcówki nie tylko warto obejrzeć dwie części, ale wręcz trzeba to zrobić - bo bez wiedzy, jak budowana była postać Seligmana, zmiana jego zachowania nie wywrze żadnego wrażenia.
Co do samych scen erotycznych: były, wiedziałam, że będą, więc nie czułam zgorszenia czy zawodu. Szłam na ten film wiedząc, że na ekranie pojawią się pewne części ciała, lub całe ciała, lub elementy ciała z pewnych perspektyw i uważam, że ten, kto szedł na film świadomy, co zobaczy a wyszedł z kina zgorszony, chyba nie doczytał opisu, lub nie widział kampanii reklamowej z tymi wszystkimi zwiastunami przed premierą.
Co do samej budowy filmu (traktuję obie części jako spójną całość, więc uznaję je za jeden film, dlatego też nie komentuję oddzielnie jedynki, tylko przy temacie dwójki zawieram wszystkie przemyślenia), to bardzo mi się podobało kilka zabiegów. Np. zwróciłam uwagę na to, że aktorzy nie byli wymieniani w tym samym momencie na starszych - o ile młodą Joe zastąpiła starsza, o tyle Jerome pozostał w wersji młodszej o wiele dłużej. Na początku mnie to zdziwiło, jak zobaczyłam drugiego Jerome'a, to się trochę chyba nawet zawiodłam, jednakże dość szybko spodobał mi się ten zabieg. Był niespotykany (nie widziałam w innych filmach, żeby aktorzy wymieniali się naprzemiennie), ale spodobał mi się, wyróżnił ten film spośród innych. Podobały mi się także wszelkie wstawki: o wędkowaniu, polowaniu, trójgłosie i wszystkie inne. Dzięki temu cała rozmowa nabrała dla mnie realizmu. Podobały mi się kreacje obu aktorek, granych przez Joe. Podobała mi się nawet minuta ciemności na początku filmu, bo pięknie wprowadziła w ciemny zaułek i muzykę Rammsteina (co też uważam za niespotykane i świetne: zestawienie przeraźliwej ciszy, ciemnego, pustego, cichego miejsca z głośną, natarczywą, agresywną wręcz muzyką). Podobało mi się, że w filmie nie ma poza tym muzyki, która ma oderwać uwagę od tekstu, jak to bywa w większości filmów, bo dzięki tej ciszy jeszcze bardziej uwypukla się treść.
Nie jestem fanką von Triera, bo uważam, że osoba, która obejrzała tylko trzy jego filmy (Obie części Nimfomanki liczę jako jeden, Melancholię i Antychrysta) jest raczej zainteresowanym obserwatorem.
Ten film nadaje się dla wszystkich, którzy lubią statyczne filmy i nie obruszą się na widok penisa.