SPOJLERY !!! !!! !!!
Po ciekawej, wyważonej i bardzo dobrze wykonanej "pierwszej" części jak się spodziewałem
dostaliśmy brutalniejszą i dużo do słowniejszą "drugą" odsłonę. Nie chcę rozpisywać się na
temat walorów artystycznych, przesłania, czy dosłowności obrazu. Chciałbym tylko ocenić dwie
kwestie.
1. Zamiana aktorów grających Jerome'a i Joe.
2. Zakończenie budzące jak zwykle wiele kontrowersji.
1. Więc po kolei. Oczywiste było dla mnie zastąpienie przez inną, starszą aktorkę roli tytułowej
Nimfomanki. Joe przeszła w pewnym momencie zmianę, dojrzała pod wieloma względami. W
mojej opinii obu paniom, a w szczególności debiutującej Stacy Martin należą się brawa za tę
rolę. W opozycji do tego postawiłbym zastąpienie innej postaci podrzędnym aktorem. W
najważniejszym momencie filmu idealnie pasujący do roli Jerome'a LaBeouf zostaje
podmieniony ( i to tylko na dwie sceny) przez nieznanego (może dobrego przyjaciela reżysera)
Michaela Pasa.
Wielka Szkoda że Von Trier zdecydował się na taki krok. Z dzisiejszymi efektami nawet młodą buźkę Shyi można by na ekranie postarzeć.
2. Krótko o końcówce. Reakcja Seligmana jest uzasadniona, historia Joe w końcu musiała
pobudzić naturalny popęd seksualny starca. Również obrona oczyszczonej duszy, ciała czy
jakkolwiekby to nazwać przez główną bohaterkę nie budzi zastrzeżeń.
Czy jednak faktycznie Joe jest w tym wszystkim samotna? Czy faktycznie wszystko jest "brudne"?
Von Trier przekazuje nam że niestety tak. Robi to w brutalny sposób, w przedostatniej scenie.
Nie mogę się jednak zgodzić z twórcą. Nie kupuję tak drastycznej odpowiedzi ze strony
Jerome'a i P. W szczególności młoda dziewczyna zachowała się dziwnie i nierealistycznie. Tak
jakby Von Trier na siłę chciał nam powiedzieć " Joe w tym wszystkim jest dosłownie SAMA jak to
jej drzewo-dusza na skale". Nie zgodzę się z tym. Uwierzyłem że P szczerze pokochała Joe i nie
było podstaw by się to zmieniło. Jednak Von Trier nie daje nam światełka nadziei. Gasi je
wszystkie przez ostatnie 5 minut. Smutne to ale jakże typowe dla duńskiego reżysera.
Odbieram bardzo podobnie drugą część.
O ile pierwsza połowa bardzo mi sie podobała i na pewno do niej wrócę to druga mnie kompletnie nie przekonuje.
Chyba żeby potraktować ją jak inny film o innych bohaterach.
2 czesć jest w bardzo ponurym klimacie i są w niej poruszone zupełnie inne wątki niż w pierwszej.
Na początku Joe była trochę gapowatą ale sympatyczną pensjonarką a teraz została szefem zorganizowanej grupy przestępczej ??
Sceny z pobiciem nie rozumiem. Tu reakcji żadnej z 3 osób nie da sie wytłumaczyć. O kogo Joe była tak naprawdę zazdrosna? Jeżeli o Jerome to przecież sama go porzuciła i unikała. Nagła chęć zabicia go jest trochę dziwna. jakoś go nie chciała zabić gdy wyjechał z LIZ.
Reakcja Jerome - raczej niemożliwa, przez cały film nie wyglądał na gościa który miałby zamiar na końcu skatować Joe.
Nawet w sensie zemsty za to że wcześniej ona go zdradzała nie ma po prostu uzasadnienia. Mieszkali razem mieli dziecko, kochał ją, ok nie wyszło, ale bez przesady.
Wątek z P ?? Nie Kupuję tego wogóle. jesli dziewczyna naprawdę jest w stanie błyskawicznie sie przeobrażać i stawać sie w każdej scenie inną osobą to dla mnie jej postać nie trzyma sie kupy.
Na szczeście Można oglądać częśc pierwszą jako osobną całosć a drugą olać.
Wygląda jakby reżyser miał różne skojarzenia i pomysły, i chciał pokazać wszystkie "wariacje wydarzeń" żeby widzowe wybrali sobie to co chcą.
To nie jest tak, że można jedną część olać, bo to nie jest jak z Hobbitem cz. 1 i 2. Nimfomanka to jeden film, od początku do końca. Co do pobicia Joe też miałam mieszane uczucia, w przeciwieństwie do mojego chłopaka. On stwierdził, że przecież Joe chciała zabić, popełnić najgorszą z możliwych zbrodni. W jakimś sensie moralnie rozumiał frustrację i wściekłość Jerome.
Dla mnie sama zamiana aktorki juz spowodowała ze nie widze tego filmu jako całosć.
subiektywnie przekonała mnie joe Martin ale Charlotte po prostu nie lubię.
Co do wątku z P - Ja rozumiem że ta dziewczyna też była wyrazistą postacią ale została wrzucona pod koniec filmu gdy postać joe przybladła, ito już było bez sensu - danie pod koniec filmu kolejnej aktorki z jej skomplikowanym życiem -
to tak jakby pomysł na joe sie skończył i reżyser dał kojelną młodą dziewczynę żeby urozmaicic akcje.
Dla mnie było jasne że kolejna Młoda dziewczyna ma pomóc w uwodzeniu tych facetów (dłużników),i skoro Joe wysyła ją do Jerome
to tak ma to wyglądać.
Dlatego nie wiedziałam o co chodzi? Czemu najpierw wysyła ją do Jerome a potem ma pretensje? Może sie bała podejśc do drzwi ale było wręcz oczywiste że jerome ma kogoś.
Jerome - wiedział jaka jest joe, tolerował to, a że nie mogła się zająć dzieckiem- on też sie nie zajął tylko musiał je oddać. Nie uważam że zniszczyła mu zycie - po prostu była uzależniona od seksu.
o ilew antychryście to napięcie wzrastało i koniec filmu był przekonujący to tu nie jest przekonujący wogóle.
Joe jako doświadczona kobieta, wiedząca jak sie obchodzić z facetami - jest zazdrosna że jej były mąż kimś sie zainteresował. Mąż z którym nie miała kontaktu 20 lat.
sugestia że kochała jeome i p jednocześnie? trochę to naciągane.
już mniejsza o zachowanie tej dziewczyny o której nie wiemy wiele,
po prostu cała akcja między małżonkami jest nieprawdopodpobna.
SPOJLERY!
Jeśli chodzi o Jerome'a, to Joe zawiodla go jako matka, żona i kochanka jednocześnie, stąd mógł czuć do niej wielką złość. Do tego przecież chciała do niego strzelać, więc reakcja nie wydaje się przesadzona.
Jeśli chodzi o P, to pamiętajmy, że pochodziła z rodziny przestępczej. Dlatego szybko uczyła się życia i zachowywała się zdecydowanie. Przykładowo bardzo jej pasowało dręczenie innych i rwała się do roboty przy tym. Ponadto w końcu wyczuła, że Joe zaprzyjaźniła się z nią nie bezinteresownie (Joe jej to potwierdziła) i miała tu swoje powody do zemsty. Do tego pewnie Jerome pokazał jej uroki seksu i jej się spodobało.
Ad.1 Zgadzam się w zupełności, podmiana aktora grającego Jerome'a była kompletnie niepotrzebna i dezorientowała widza, który nie mógł skupić się na meritum tych dwóch scen.
Ad.2 Tutaj akurat właśnie postać P. wydaje mi się bardzo realistyczna. Była prostą osobą, której wystarczyła odrobina ciepła ze strony obcej dla niej Joe, aby się w nią zapatrzyć, czy nawet zakochać. Nie zapominajmy jednak, że była młoda, a w tym wieku miłostki są przelotne jak letnie ulewy. Wydaje mi się, że Joe była o tyle odległa intelektualnie od P., że ich połączenie skazane było na szybki rozpad, przez co P. błyskawicznie wskoczyła w schemat życiowy, w jakim się wychowała.
Ale sikanie i upokarzanie osoby do której dopiero coś się czuło było nie realistyczne. Joe tak naprawdę nic nie zrobiła P. ,co więcej Joe później okazywała szczerą troskę wobec dziewczyny.
Cieszę się, że ktoś miał podobne odczucia po seansie, jak ja.
Jeżeli chodzi o zamianę aktora grającego Jerome'a również uważam ją za niepotrzebną. Moim zdaniem albo LaBeouf powinien być postarzony, albo wymieniony na Pasa w momencie, gdy na scenę wkracza Charlotte Gainsbourg, ale nie pod koniec filmu.
Jeżeli chodzi o działania bohaterów występujących pod koniec filmu, to przyznam, że jestem bardzo zawiedziona.
Po pierwsze nie potrafię sobie wyobrazić, jak Jerome, który tak bardzo kochał Joe mógł ją na koniec tak pobić. Rozumiem, że w jakiś sposób zniszczyła mu życie, ale wiedział dobrze, że Joe jest taka, a nie inna i... no po prostu chyba spodziewałam się czegoś innego po nim. O ile jednak ewentualnie mogę się zgodzić, że przez lata narastała w nim agresja i gdy w końcu zobaczył dawną ukochaną coś w nim pękło i pobił ją w tym zaułku (chociaż dalej mi się to nie podoba), to zachowania P. nie umiem zrozumieć. Nie miała ona powodu do żadnej zemsty. W zupełności pasowało jej, że Joe nie zaprzyjaźniła się z nią bezinteresownie, wiedziała też, że później kobieta ją pokochała i cały czas wydawało mi się, że z wzajemnością. Rozumiem, że P. "zakochała się" w Jeromie, ale to oddawanie moczu, a potem seks na śmietniku? Niestety nie kupuję tego, Panie von Trier...
Jedyną rzeczą, z którą nie mogę się zgodzić z autorem wątku, jest końcowe zachowanie Seligman'a. Trochę przeczuwałam cały film, że tak może się to skończyć, ale cały czas miałam nadzieję, że jednak się mylę. Nie jestem, co prawda, psychologiem, ani facetem w wieku bohatera, ale kurczę... Ktoś tak cały film inteligentny, oczytany z niesamowitą wiedzą i równie niesamowitym brakiem jakiegokolwiek zainteresowania seksem nagle nie dość, że postanawia odbyć stosunek z Joe, to jeszcze dziwi się, że ona odmawia. To z resztą najbardziej mnie zaskoczyło, ostatnie zdanie Seligman'a "Przecież spałaś z tysiącami mężczyzn!" powiedziane ze zdziwieniem i jakby z wyrzutem. Recz jasna, na pewno był ciekawy jak to jest uprawiać seks, ale wydaje mi się, że chociaż pozwoliłby się Joe wyspać (piszę to oczywiście ironicznie).
Heh, faktycznie podobnie interpretujemy ten film. :)
Von Trier cały film pokazuje że paradoksalnie źli są ludzie wokół Joe, a nie ona. Aż chyba na siłę chce nam to przekazać, tworząc nierealistyczne sceny jak ta z P. i Seligmanem.
Nie wiem jak Tobie ale mi "pierwsza" część bardziej przypadła do gustu. Mogę to inaczej ująć. Wstęp i rozwinięcie tego filmu był o wiele lepszy niż jego zakończenie. Jak Ty myślisz?
Również z tym się z Tobą zgadzam. :)
Oglądając "drugą" część, miałam wrażenie jakby reżyser nie za bardzo wiedział jak ma skończyć swój film i ostatecznie zdecydował się chyba zadziwić widza, a nie zastanawiać się nad tym, czy zachowania bohaterów są logiczne i psychologicznie uzasadnione.