Pierwsza część pochłonęła mnie gdy oglądałem. Naprawdę wyszedłem z kina zadowolony, z głową pełną
przemyśleń, dwuznaczności. Zasiadłem do oglądania dwójki i co? Czuję się wyr****ny ze swoich dwóch
godzin życia... Jak to możliwe, że tak dobrą jedynkę można było tak spaprać?
W pierwszej części było wszystko. Trochę śmiechu, dużo przemyśleń, próba zrozumienia bohaterki,
wprowadzanie symboli podczas rozmowy, co sprawiało wrażenie, że Seligman był kimś w stylu Roberta
Langdona, doszukujący się znaczeń na boku i składający je w trzymającą się kupy całość. Do tego
wpleciono sporo ozdobników jak grafiki przy kolejnych rozdziałach.
W drugiej części chyba zapomnieli o tym wszystkim. Myślałem, że koniec końców bohaterowie dojdą do
jakiejś pointy, poskładają symbole do kupy, zaśmieję się lekko kilka razy (wiem, nie powinienem tego
oczekiwać od tego gatunku, ale po jedynce oczekiwałem drobnych humorystycznych wstawek).
Rozczarowałem się totalnie. Zabrakło mi pointy, wyjaśnienia poszczególnych zjawisk i zachowań, no i
przede wszystkim spójności w osobowości Joe. W drugiej połowie filmu zacząłem się zastanawiać czy z
nimfomanki nie zmieniła się w masochistkę, albo osobę z jakąś poważną chorobą psychiczną. O
końcówce nie wspomnę... Jednego nie można odmówić scenarzystom. Zakończenie zmontowali bardzo
niespodziewane. Tak czy owak, nie kupuję tego...