Dobry i ciekawy film, na pewno skłaniający do myślenia. Ale tu pytanie do wierzących:
Czy po takim filmie(bądź przeczytaniu podobnej historii, przypowieści w Biblii) nie zastanawiacie się nad
swoją wiarą? Dlaczego w ogóle w to wierzę?
Ja uważam, że w obecnych czasach ludzie wierzą w Boga z jednego, zasadniczego powodu - ze strachu
przed śmiercią i tym, co po niej. Bo tak naprawdę nadal nic o tym nie wiemy. I nie wiadomo czy
kiedykolwiek się dowiemy. Czy po śmierci nasze życie, dokonania, wszystko przestaje mieć znaczenie?
Jedna wielka pustka? Myślę że każdy się kiedyś nad tym zastanawiał lub zastanawiać będzie, bo w końcu
śmierć(i podatki) to jedyna pewna rzecz w życiu, a wiara w to, co mówią nam Chrześcijanie, Muzułmanie
czy inni jest po prostu łatwiejsza i mniej przerażająca.
Jak można się pewnie domyślić, jestem ateistą. Nie chcę atakować niczyjej wiary, po prostu jestem
bardzo ciekaw waszych przemyśleń co do filmu i mojego posta.
Pozdrawiam.
W tym filmie raziło mnie duże okrucieństwo, kamienne "anioły" i gra przybranej córki Noego. Jeśli chodzi o wierzenia, to człowiekowi wierzącemu jest łatwiej żyć i umierać (różne wierzenia). Człowiek tego potrzebował i nadal potrzebuje (przynajmniej część ludzi). Czytałam, że w mózgu jest obszar zajmujący się wierzeniami/bogiem.
"Jeśli chodzi o wierzenia, to człowiekowi wierzącemu jest łatwiej żyć i umierać (różne wierzenia)"
Dlaczego tak uważasz? Dlatego że religie z góry narzucają jak masz żyć? Łatwiej bo prościej?
A co do filmu, ludzie są okrutni, nawet bardzo jeśli im się na to pozwala. Kamienne anioły rzeczywiście mało biblijne o ile się orientuje ale myślę że były ciekawym urozmaiceniem a do Emmie akurat ja nie mam nic do zarzucenia.
Człowiekowi w groźnym świecie było i nadal może być trudno żyć. Nie wszyscy są silni psychicznie i radzą sobie sami z problemami.
Czytałam, że człowiek ma w mózgu strukturę/miejsce/obszar zajmujący się wierzeniami/bogiem.
Odnośnie filmu, każdy ma swoje spojrzenie. Odnośnie Emmy, trochę śmieszna/przesadna/teatralna była jej reakcje, gdy Noe chciał zabić dzieci. Na widowni podczas filmu kilka razy by śmiech.
Po przeczytaniu Biblii, owszem zastanawiam się, po obejrzeniu tego filmu nie, bo nie ma nad czym. Jak sam reżyser powiedział to nie jest film biblijny, a jedynie zainspirowany Biblią. Mało tego, uważam, że fabuła tego filmu ma niewiele wspólnego z chrześcijaństwem.
Film wcale nie jest ani dobry, ani ciekawy. Jest nudny, a oglądając go w kinie straciłam czas i pieniądze.
Uważasz, ze ograniczone umysły ludzi wierzących w boga tego albo owego, po kinowym filmie zastanowią się nad swoją wiarą??? Daj spokój. :) Mało jest dookoła wydarzeń, które prędzej by ich do przemyśleń popchnęły niż film? Ludzie od dziecka mają wpajane te bzdety do głowy a czym ten człek prymitywniejszy tym będzie bardziej wierzący i mocniej trzymający się swojej wiary. I nie ma tu nic do rzeczy wykształcenie, elokwencja i inteligencja. Zakuty łeb będzie zakuty i nic tego nie zmieni. Świetnym przykładem jest wszystkim znany Wojciech Cejrowski.
Powiem tak - nie rajcuje mnie klasyczna wizja aniołków grających na harfie w niebiosach. Boga potrzebuję jako przyjaciela, który czasami pomaga mi być we właściwym miejscu oraz we właściwym czasie i któremu mogę się wygadać, ale który również pozwala mi uczyć się na błędach. Co do wizji pośmiertnych - preferuję jakąś formę wędrówki duszy i dalsze poznawanie wszechświata. Harfa interesuje mnie jako instrument muzyczny, gram na fortepianie i harmonijce, ale w klasycznej wizji szczęśliwości - udusiłabym się.