Jak rozumiem kolejność jest taka: na początku mamy Biblię i jej opowieść o potopie; potem powstał komiks, bardzo luźno nawiązujący do oryginału i wreszcie na podstawie tego komiksu film.
Problem polega na tym, że większość widzów (łącznie ze mną) nie czytała komiksu natomiast dobrze zna opowieść biblijną.
Stąd biorą się pretensje i nieporozumienia. Jeżeli uwzględnimy, że jest to ekranizacja komiksu, to nie możemy mieć pretensji o kamienne stworki, poszukiwanie żon, Noego psychopatę i resztę tego badziewia zafundowanego nam przez autorów.
Film ratuje obsada (mnie się tam wszyscy podobali, nawet Hopkins). Natomiast naprawdę nie wiem na co, poza gażami, wydano kasę, bo na pewno nie na efekty specjalne.