Był sobie człowiek, który miał wizję. A dokładnie dwie. Przyśniło mu się, że świat został zatopiony wodą, a niedługo potem wyśniła mu się arka.
Wysnuł z tego taki oto wniosek, że Bóg oczekuje od niego pomocy w zagładzie rodzaju ludzkiego. Tak, tak, nie chodzi o to, by przeżyli sprawiedliwi, a nieprawi utonęli, lecz by nikt nie przeżył. Ludzkość w tej wizji jest niewypałem, bublem do wycofania z rynku. Zwierzątka są ok, to dla nich jest arka, ale człowiekowi mówimy stanowcze nie.
Autorzy tego filmu chyba mieli pecha i trafiła im się biblia w przekładzie Trockiego, ale nawet to nie tłumaczy wszystkiego, gdyż Noe jest bardziej lewoskrętny niż nawet najbardziej czerwony czerwony.
Bolszewicy bowiem chcieli zabić człowieka, ale jednocześnie - powołać do życia nowego. Noe natomiast chce wykończyć wszystkich. Ewidentnie ma jakiś problem.
Na arkę bierze tylko swoich synów i bezpłodną pasierbicę. Dziewczynę, którą jeden z jego synów próbował przemycić na arkę, pozostawia na pewną śmierć.
Gdy okazuje się, że pasierbica jest jednak w ciąży, zapowiada, że zabije jej dziecko zaraz po urodzeniu. Snuje się po arce niczym ósmy pasażer Nostromo napełniając wszystkich przerażeniem. Jego synowie spiskują przeciwko niemu, próbują go zabić. On sam pali nawet szalupę ratunkową, by uniemożliwić brzemiennej ucieczkę z łajby.
Jednym słowem, "człowiek wybrany przez Boga" przejawia wszelkie objawy opętania.
Film ten nie tłumaczy nam, dlaczego Noe został wybrany przez Boga, natomiast każdą minutą stara się udowodnić, że reżyser został wybrany przez Szatana.
Próżno oczekiwać od tego gniota, że zaproponuje widzowi cokolwiek interesującego, na przykład jakieś sensowne wyjaśnienie gniewu Bożego. Wszak Bóg toleruje to, co robi obecny człowiek. Cóż zatem robił przedpotopowy, skoro Stwórca nie mógł tego znieść? Ciekawość zżera. W filmie nie ma jednak żadnej informacji na ten temat. Twórcy wyszli z założenia, że umowa, w której widz daje im 20 PLN, a oni każą mu się walić, najbardziej im odpowiada.
Noe żyje na uboczu. Ma wyje-bane na wszystko. Nie próbuje uszlachetnić swoich ziomków, jego podejście jest całkowicie atawistyczne.
A sytuacja nie wydaje się wcale beznadziejna. Mamy scenę mającą, jak sądzę, pokazać nam zgrozę ludzkiego zachowania. Tłum ludzi, trochę szarpaniny, trochę krzyków, ktoś zrobił ała jakiemuś zwierzęciu hodowlanemu - słowem Woodstock.
Jest jeszcze inna scena, z dziurą w ziemi i paroma ciałami w środku, ale żadnego wytłumaczenia. Równie dobrze może to być zbiorowy pochówek, na przykład ofiar jakiegoś pomoru.
Prawdę powiedziawszy, z całej tej zbieraniny nie znalazłem nikogo bardziej porąbanego niż sam Noe, a to chyba niedobrze.
Zmierzający do zamordowania swoich wnucząt ( urodziły się bliźniaczki ) zostaje w ostatniej chwili powstrzymany przez Boga, który wlewa w jego serce miłość. Czy jest szczęśliwy, że Bóg zmienił zdanie, że nie musiał zaszlachtować niemowląt na oczach matki? Nie, jest załamany i popada w alkoholizm, serio.
Film ma tylko jedną zaletę. Już od pierwszej minuty jest wiadome, że zostaliśmy zrobieni w człona. A to, jakby nie było, daje nam czas na ucieczkę. No bo chyba nikt nie ma złudzeń, że idąc na film o biblijnym potopie i widząc w pierwszej scenie kamienne gadające stworki musi się spodziewać policzkowania przez cały seans.
Czyli nota nie 1, a 1.1
Ja jestem fanką fantasy, dlatego film przypadł mi do gustu. Jeśli ktoś podchodzi do niego typowo religijnie to nie może oczekiwać zbyt wiele.
Podoba mi się pomysł tego, że Bóg chciał ocalić świat poprzez zniszczenie człowieka, który tak naprawdę jest jedynym potworem chodzącym po ziemi. Podoba mi się także idea tego, że to Noe miał zdecydować (nieświadomie) czy zasługujemy na drugą szansę czy nie. To nie Bóg go napełnił miłością przy chwili zabicia bliźniaczek. To Noe zdecydował, choć nie wiedział, że do niego należy wybór, dlatego myślał, że zawiódł.
Też jestem wielką fanką fantasy... ale po obejrzeniu tego "dzieła" to się po prostu załamałam. Noe jest okrutnym, fanatycznym maniakiem który nawet nie próbuje pertraktować z tym swoim "Bogiem" o jakiś happy end dla swoich bliskich. Kurde, gdyby mi jakowyś "Bóg" oświadczył, że zamierza zniszczyć całą ludzkość, ja mam tyrać żeby zbudować mu arkę dla jego zwierzaków a w zamian mój najmłodszy syn będzie umierał w samotności jako ostatni człowiek na Ziemi... Sorry, zobaczyłby mój środkowy palec. Jak Bóg Kubie tak Kuba Bogu:D.
Moim zdaniem to też tak nie do końca, bo istnieją ludzie aż tak oddani Bogom. Kiedyś ludzie zabijali innych, by złożyć im ofiary. W Biblii sam Abraham chciał ofiarować Bogu swojego syna. ;)
Dlatego też Abrahama uważam za bojaźliwego dupka:). Jeśli kochał syna powinien był prędzej sam sobie gardło poderżnąć niż potulnie ciągnąć Izaaka na ofiarę. To, że Bóg w ostatniej chwili zmienił zdanie wcale Abrahama nie usprawiedliwia. Bycie egoistą i fanatykiem nie jest dziś już powodem do dumy i być nie powinno. Dlatego też tak wkurza mnie Noe z tego filmu - egoista, rasista, fanatyk i nade wszystko dupek:).
Mnie też strasznie wkurza. Sama bym nie dała sobą manipulować w taki sposób. Bogowie ogólnie w literaturze są moim zdaniem okrutni, a nie nieskończenie miłosierni. ;)
Po prostu uważam, że w sumie wizja jest dość realistyczna patrząc na to, co robili jego poprzednicy. Noe chciał ich po prostu wszystkich przebić, na szczęście nie udało mu się przekroczyć granicy i zabić bliźniaczek.
Ten konkretny Noe z tego filmu przypomina mi do złudzenia dzisiejszych głęboko wierzących katolików, dla których seks zawsze będzie miał na celu spłodzenie dzieci i poprzez to posiadanie wielodzietnej rodziny. Tylko, że w Noe były inne "czasy" i bohater jak gdyby zamienił to nieświadomie na poświęcenie w ofierze bliźniaczek.
Po przeczytaniu całej Twojej wypowiedzi wciąż nie wiem, skąd ty wytrzasnąłeś teorię o lewicowym Noe. Gdzie ten bolszewizm? Przecież to totalna bzdura. Jakbyś mógł to wyjaśnij. Napisałeś tylko
"Bolszewicy bowiem chcieli zabić człowieka, ale jednocześnie - powołać do życia nowego. Noe natomiast chce wykończyć wszystkich. Ewidentnie ma jakiś problem."
Jakaś taka przenośnia trochę, metafora... o co tu w ogóle chodzi? Chcieli "zabić człowieka"? Co to w ogóle znaczy. I nie chodzi o to że nie mogę domyśleć się co miałeś namyśli. Po prostu każda interpretacja tego zdania jest póki to nonsensem.
Please explain.
Zabić człowieka oczywiście w sensie człowieka, jako instytucji, a nie jakiegoś konkretnego człowieka. Zabić pewien pogląd, swoistą definicję istoty ludzkiej ( "burżuazyjną" ) - a jednocześnie wszystkich konkretnych ludzi, którzy się w nią wpisują.
Zgodnie z klasyczną moralnością, rewolucja komunistyczna była czystym bandytyzmem, więc bolszewicy musieli stworzyć nową moralność i nowego człowieka, który tą rewolucję będzie pchał do przodu myśląc, że robi coś dobrego. Również stąd wzięła się idea samokrytyki uprawiana przez działaczy komunistycznych - czyli publicznego lżenia siebie na okoliczność zachowań zgodnych z etyką klasycznego człowieka, czyli wszelkich przejawów porażki w dławieniu przez nową sowiecką naturę starych odruchów.
Mam nadzieję, że teraz porównanie stanie się bardziej zrozumiałe.
Nigdy mi się nie obiło o uszy. Jak brzmi burżuazyjna definicja istoty ludzkiej? Hm i które aspekty klasycznej moralności naruszyła rewolucja komunistyczna, że działacze komunistyczni lżeli na siebie gdy zachowywali się zgodnie z etyką klasycznego człowieka? Czy klasyczna moralność to to samo co klasyczna etyka w Twojej wypowiedzi? I jeszcze tylko, czy klasyczny człowiek to jakieś nawiązanie do starożytnej grecji?
Nie ma żadnej burżuazyjnej definicji człowieka. To komuniści tak ją nazwali, żeby nie było, że walczą z moralnością istoty ludzkiej jako takiej. A klasyczna moralność, to po prostu moralność, nie ma nic wspólnego z Grecją. "Klasyczna" dlatego, że od ponad stu lat jest "moda" na wymyślanie nowych moralnościi, więc trzeba się zdystansować.
Które aspekty klasycznej moralności naruszała rewolucja komunistyczna?
Łatwiej wymienić, których nie naruszała.
Wedle klasycznej moralności, człowiek, który był pracowity, oszczędny, pomysłowy i dorobił się czegoś, jest wartościowym członkiem społeczeństwa, a wedle komuchów - jest pijawką i szkodnikiem społecznym, i odwrotnie: człowiek, który nie ma nic i nic nie potrafi mieć, jest wedle klasycznej moralności nieudacznikiem, obibokiem i utracjuszem, a wedle komuchów - jest ofiarą tego pracowitego i odpowiedzialnego.
Wszystko na odwrót:
Klasyczna moralność - wstrzemięźliwość obyczajowa.
Czerwona moralność - rozpasanie seksualne.
Klasyczna moralność - najważniejsza jest rodzina.
Czerwona moralność - donoś na bliskich, jeśli partia tego żąda.
Klasyczna moralność - miej litość nad pokonanym wrogiem.
Czerwona moralność - rewolucja nie zna litości.
Klasyczna moralność - nie nadużywaj alkoholu.
Czerwona moralność - chlej, bo wóda to smar rewolucji.
Klasyczna moralność - bój się Boga, człowiek jest tylko człowiekiem.
Czerwona moralność - Boga nie ma, my tu rządzimy i możemy wszystko.
Klasyczna moralność - szanuj własność cudzą.
Czerwona moralność - w imię równości możesz grabić bez umiaru.
Klasyczna moralność - nie ma konfliktu pomiędzy indywidualizmem, a wymogami życia społecznego.
Czerwona moralność - niszcz wszelki indywidualizm, różnorodność jest antyspołeczna.
Klasyczna moralność - wsłuchuj się w swoje sumienie, ono wskaże ci drogę.
Czerwona moralność - zagłuszaj swoje sumienie, to spadek po prymitywnych przodkach.
Itd.