Nieco się rozczarowałem. Z jednej strony mamy dobrą grę aktorską, piękne widoki, nostalgię i odrobinę mądrości życiowej, ale z drugiej strony, film jest jak ciągnąca się depresja za zagubioną w przeszłości osobą. W pewnym momencie przestaje być filmem o wolności a zaczyna być filmem o zagubieniu we własnym smutku. Kampery grają tu drugorzędną rolę. Uważam, że chodź "Into the wild" był bardzo niedopracowany, to o wiele lepiej ukazywał tułaczkę, poczucie wolności i wręcz sam narzucał nam plecak na ramię. Czuło się radość po obejrzeniu go. Po obejrzeniu zaś tego filmu, nie mam ochoty nawet wychodzić z mieszkania.
Ale na pewno o wolności, a jednak zbyt mnie przytłoczył. Jak wspomniałem, zamiast nadać chęci do podróży, odebrał mi ją.
Wydaje mi się, że jednak nie do końca o wolności. Część z tych osób nie miała innego wyjścia.
To był film o ludziach, których życie potoczyło się tak, że stracili swoje domy.
To teraz kluczowe pytanie. Spójrz na tytuł, na podtytuł i powiedz mi, czy Nomadzi to ludzie, którzy stracili swoje domy.