No cóż, nasza protagonistka okazała się straszną egoistką, skoro początkowo ukrywała przed Ianem „drobnostkę” w postaci faktu, że ich przyszła córka umrze w wieku kilkunastu lat. Pewnie reżyserowi nie chodziło o to, aby widz odczuł na koniec niechęć do głównej bohaterki. Raczej chciał wywołać refleksję nad tym co by było, gdybyśmy mieli wgląd we własną przyszłość i czy byśmy próbowali na nią wpłynąć. Czy gdybyśmy wiedzieli, że coś radosnego (narodziny dziecka) ostatecznie zakończy się czymś tragicznym (przedwczesna śmierć), to czy i tak zdecydowalibyśmy się zdać na los? No cóż, jeśli o mnie chodzi, to przeważającą myślą było "Rany, co za sucz. Jak mogła to zataić przed swoim partnerem".
Poza tym nie do końca wiem jak działa to widzenie przyszłości. Każdy kto poznał język obcych mógł się tego nauczyć? Jeśli tak, to co, Ian'owi nie chciało się porządnie studiować tego języka, skoro po paru latach dopiero od Louise usłyszał co się stanie?
Mimo to film oglądało się dobrze. Udowadnia, że w produkcjach o kosmitach nie trzeba wartkiej akcji, ciągłych wybuchów i destrukcji miast, aby móc przykuć uwagę widza.