Villeneuve stara się budować nastrój ale film pozostaje głęboki jak kopalnia w Bełchatowie.Może to wina powieści, ale niedorzeczność niektórych wątków jak ten z szalonym generałem czy tanie chwyty jak śmierć dziecka ("Grobowiec świetlików" wyczerpał temat więc ugryźcie się w tyłek) rujnują wszystko. Goście w mundurach okazują się być psycholami albo muszą już lecieć.Agenci bez mundurów idiotami.Lingwista wpada na pomysł żeby zabrać tablicę i flamaster za entym razem itd. Bądźmy szczerzy, jeżeli ktoś zna klasykę to wie że taki staroć jak "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" robią z Arrival miazgę pod każdym względem.