Jaki jest sens piłowania pomysłu z "Psychozy", "Fight Clubu", a zwłaszcza "Mechanika", "Harry'ego
Angela" i miliarda innych filmów, które teraz mi nie przychodzą do głowy? Naprawdę, to, że to główny
bohater jest zły/ciąży na nim wina, którą wypiera przez chorobę psychiczną/amnezję, jest naprawdę
skrajnie ogranym motywem, który właściwie nikogo nie jest w stanie zdziwić. Sam "Numer 23"
natomiast poza tym nie wprowadza moim zdaniem niczego pomysłowego-ciekawego do gatunku.
Film się ogląda dla sposobu, w jaki została opowiedziana historia... Wyszukiwanie takich motywów, zabija w nas szansę na pełniejszy jego odbiór. Według mnie "Numer 23" został skonstruowany naprawdę pięknie oraz miał ciekawą narrację tzn. wtedy, gdy pojawiały się fragmenty książki, bo tak raczej nie występowała.
Zgorzkniały kinoman, który myśli, że poznał już wszystko i tylko doszukuje się podobieństw, nie ma tu zbytnio czego szukać. Natomiast widz o otwartym umyśle potrafi dać się 'porwać' i zakończyć seans bogaty głównie w wrażenia, ale przemyślenia także. Pochłonie tę atmosferę i wróci chociaż odrobinę odmieniony.