Jeden z moich pierwszych filmów Tollywood...Który, nie ukrywam, chciałam zobaczyć dla wiadomo kogo ;D I kompletnie mnie film urzekł, pewnie głównie za sprawą Siddhartha, ale i cała historia strasznie mnie wciągnęła. Czasem patrzyłam na ekran z wybałuszonymi oczyma, dziwiąc się niezmierne niektórym akcjom, które z drugiej strony powalały mnie na łopatki ('Who let the dogs out?':D:D:D) Jednym słowem - pokręcony :) Miny, zachowania, gesty, taniec Santosha...po prostu jestem pod wpływem magii tego aktora. ;] A zapomniałabym o piosenkach - świetny soundtrack, naprawdę miło się ich słuchało.