Fabuła przeciętna, ale widoki z Irlandii zniewalające - polecam wszystkim miłośnikom Zielonej Wyspy :)
Oczywiście, Irlandia jest piękna tylko widać że amerykanie kręcili film i nie znają się na geografii.
Po pierwsze dlaczego nie wylądowali w Dublinie? Zła pogoda! Dlaczego wylądowali w Walii? Przecież na tej pięknej wyspie Irlandii są jeszcze inne lotniska m.in. w Shannon, Cork, nawet Belfast i nie trzeba morza przemierzać aby dostać się do Dublina.
Po drugie. Sceny kręcono na lotnisku i w porcie wcale nie znajdowały się w Walii tylko w samym Dublin Porcie w terminalu Irish Ferries. Wiem, bo mój chłopak tam pracuję i był przy nagrywaniu tegoż filmu- poznał aktorkę.
Po trzecie. Dlaczego aktorka płynie z Walii do Cork a ostatecznie ląduje na Dingle? Przecież z Walii do Belfastu płynęłaby takim stateczkiem może 3 godziny, do Cork 1 dzień na Dingle 2 dni a ona to zrobila tego samego dnia, gdzie Dingle nie są nad morzem tylko nad oceanem czyli po drugiej stronie Irlandii. No dobra jest już na tych Dinglach i co widzimy na widoczkach- Cliffs of Moher, do których jest gdzieś ze 100km od Dingle na północ. Później aktorzy dziwnym trafem znajdują się kolejne 200-250km od Dingle na północ (a Dublin nie jest na północy!) czyli w okolicach Kilmore. Gdzie tu logika? W całej tej podróży aktorzy zwiedzają również zamek Rock of Cashel oraz dolinę Glendalogh. Jednym słowem podróż do Dublina według geografii odbywa się ZYGZAKIEM.
Jedynym sensownym wyjaśnieniem tegoż nielogicznego zjawiska podróży aktorów jest ukazanie przez reżysera najpiękniejszych widoków w Irlandii.