przy czym trzeba zaznaczyc ze generalnie niemcy bardzo krytycznie oceniaja filmy, szczegolnie amerykanskie.
Kolejny raz potwierdza sie teza ze polacy to najbardziej niezadowolony narod swiata (kiedys sprawdzilem z ciekawosci, polacy zanizaja oceny prawie wszystkim filmom, bodajze tylko szybcy i wsciekli maja w Polsce wyzsze oceny niz na swiecie , co ciekawe nawet ruscy na swoim portalu wystawiaja wyzsze oceny i to filmom z Usa)
Nie odbieram tego jako wadę. Jesteśmy bardziej wymagający? Czy może po prostu bardziej wybredni.. wszystko jedno. Gdyby więcej krajów było to może kręciło by się mniej szrotu, byle gówna. Narody mają swoje różne kultury, w nich różną wrażliwość na sztukę. Oceniamy przez pryzmat nieco różnych realiów i jest to dobre, tak myślę. Myślę tak nawet pomimo takich "kwiatków"jak wspomniane Fast and Furious. Zapomnij o ogóle, nie sugeruj się resztą, ciesz się lub narzekaj na swoje własne konto, a może zdejmiesz swoją cegiełkę z tej masywnej budowli stereotypów i za jakiś czas spojrzysz na to inaczej. Pozdrawiam
Najlepsze jest to że wiele negatywnych ocen, zostało wystawionych jeszcze przed pojawieniem się filmu w kinach.
A to tego nie przeskoczysz.. trzeba nie kierować się średnią z filmwebu aż tak. Bo można się oszukać często. Filmy kiepskie miewają tutaj oceny po 7 czasami a i zdarza się że te dobre oscylują w granicach 5.. Jak "Noc Komety" dla przykładu. Bardzo stylowy horror komediowy z lat 80's. A sam przyznam się do dawania jedynek Marvelowi. Większość już nawet nie oglądam. To mój wyraz czystej nienawiści do tego badziewia i bunt przeciwko wysokim oceną na jakie w moim przekonaniu te filmy nie zasługują.. no więc tak..
To nie oceny, tylko opinie. Obawy o woke, które niszczy sztukę filmową. Oceny można dodawać po takim komentarzu i po obejrzeniu filmu, więc nie wiesz kiedy autor oceniał "Romulusa", jeśli strona pojawiła się przed premierą.
Nie wiem czy złapałem kontekst pytania szczerze mówiąc. No Transformers może być jednym z kilku przykładów, chociaż o nim się nie wypowiem bo nie oglądałem. Kiedyś, dawno tylko jedynkę, chyba przełączając na inny kanał TV w międzyczasie. To takie filmy dla dzieci które może byłyby lepsze gdyby nie udawały kina dla dorosłych.
Mnie najbardziej raziła część 2 (ruc*anie nogi przez robota, duży robot ma duże jaja itp żarty)
Bardziej wymagający? Jakieś totalne crapy o superbohaterach, współczesna nieszczęsna wersja Sherlocka Holmesa, czy wspomniany serial o samochodzikach dla pryszczatych nastolatków mają często średnią ocen oscylującą w pobliżu ósemki. Nie, nie jesteśmy wymagający. Nie wiem jak to głupkowate zjawisko nazwać, ale nie wynika ono z jakichkolwiek intelektualnych wymogów.
Napisał ktoś oceniający ten film jako "Arcydzieło"... Myślę, że warto przed wystawieniem oceny zgłębić nieco fabułę, zastanowić się nad światem przedstawionym, jego fizyką, ujęciem w ramach całego uniwersum i nie przechodzić obok nielogiczności i absurdów pokazanych na ekranie obojętnie. Nawet 1 i 2 nie była arcydziełem (choć taka im ocenę wystawiłem :D)
W dniu premiery wstałem o 8:30 i wszedłem na filmweb i już ocena była 4,9 XD Nie wierzę, że ludzie już wtedy zdążyli obejrzeć XD
Zaraz jak jest możliwość oceniania na Filmweb, czyli najczęściej po 12 w nocy, pojawiają się same 1 w ocenie, zauważyłem tak już przy kilku filmach
Panowie, pamiętajcie, że oceniamy filmy trochę subiektywnie, trochę samolubnie, trochę sentymentalnie, trochę przez pryzmat doświadczeń, pozycji na których się wychowaliśmy, zamiłowań do pozostawania w klasyce gatunku lub wobec otwartości i umiłowania tego co przemyca nowomowę i mainstream.
Podchodźmy do kina z wiekszym dystansem, bo to co było niestety to se ne wrati i klasykę kina nielicznym geniuszom uda się powtórzyć, ale to dalej będzie odtwórcze. Czasy się zmieniły i trudno dogodzić dzisiaj wszystkim pokoleniom, dlatego starym duszom poleca się przeprosić z "zakurzonymi płytami dvd" by znów poczuć ten chwyt za serducho :D
Nie ocenia się filmów po ocenach innych. Ty sugerujesz, że tak robisz. Z Twojego postu wynika, że ocenę 10 wystawiłeś w celach manipulacji ocenami.
Mam na to swoją maleńką teorię, którą postaram się przedstawić najprościej i najszybciej jak się da - nie twierdzę, że tak jak powiem musi być, ale może. Możecie w komentarzach dać znać, czy mam odrobinę racji, czy gadam jak potłuczony. Nazwałbym to wszystko >>przerostem oczekiwań<<. Zacznę od samego siebie. Były sobie lata 2002 do 2010 powiedzmy, Internet dopiero się w Polsce zaczynał rozwijać. Ja, miłośnik kina, potrafiący cieszyć się jak dziecko z każdego "megahitu" w TV, zaczynam dostawać od kolegów ściągane z torrentów pirackie kopie filmów w postaci DivX-ów i innych formatów na płytach CD, potem DVD. Zaczyna się wielkie oglądanie. Możliwość ściągania wszystkiego powoduje, że nie chce się tracić czasu na oglądanie słabszych pozycji - tych wybitnych starcza na lata oglądania. Potem sam zaczynam okradać twórców ciągnąc stuff z w/w źródeł, a wybieram je sobie po recenzjach i ocenach na filmwebie. Ustawiam filtr odsiewający tytuły, by widzieć tylko te powyżej 7. Po jakimś czasie hity kinowe i wybitne dzieła zaczynają się kończyć, zaczynam oglądać coraz więcej mniej znanych, nieraz niszowych, ale ciągle świetnych filmów. Odkrywam w sobie malkontenta - jeśli film nie urywa d*py, to nie chce mi się oglądać, chociaż pewnie w erze VHS każdy z takich odrzutów całowałbym po pudełku i walcował po kilka razy. No ale w końcu nieprzebrane wydawałoby się bogactwo filmów, które miażdżą lub są choćby całkiem niezłe zaczyna się kończyć. Trzeba zacząć się zadowalać filmami przeciętniejszymi, czasem mniej wartkimi, ze słabszymi rolami, scenariuszem czy reżyserią. Po jakimś czasie odkrywam, że tego typu stuff też jest spoko, nie urywa d*pska, do czego się przyzwyczaiłem, ale jest spoko. Zaczynam zauważać jednak, że ludziom komentującym na filmwebie ten brak doskonałości daje jednak już pretekst do gnojenia takich filmów po całości. Nie mówią "przeciętny film", tylko od razu "gniot", "totalne g*wno" i tak dalej. Jak film nie jest doskonały - potrafią wywalić ocenę 1, bo ich zawiódł. Horror już nie wystraszył tak samo jak te pierwsze, przyzwyczajenie do "horrorowych" patentów spowodowało znieczulenie na jumpscary - piszą, że to nie horror, dają 1. I tak dalej.
Dziś jest podobnie. Małolaty wchodzące w okres masowego pochłaniania filmowej muzy, najpierw łykają wszystko co faktycznie jest najlepsze. Mają serwisy pękające w szwach od arcydzieł. Nasz dzieciak jest też w tym wieku i co ja robię? Sufluję mu "Zielone Mile", "Terminatora 2", "Leona Zawodowca" i tak dalej. I już widzę, że każdy, nawet nieco słabszy film nudzi go. I tak to chyba jest. Do słabszych filmów trzeba się samemu przekonać, dostrzec, że też coś reprezentują. A od sequeli nauczyć się nie oczekiwać, że odkryją Amerykę, bo to strasznie trudne wymyślić coś równie dobrego czy nawet lepszego niż wcześniejsze części. Są wyjątki, oczywiście, jak choćby wspomniana druga część "Terminatora".
Mam 41 lat i nauczyłem się cieszyć kinem. Mało jest filmów, w których nie potrafię dostrzec czegoś fajnego. Nawet jeśli coś mnie zawodzi, to potrafię docenić grę aktorską, albo ciekawą historię, w przypadku sci-fi mogą to być niezłe efekty specjalne i tak dalej. Wydaje mi się też, że osobie, która zgnoi film czy da mu niską ocenę wydaje się często, że to świadczy o jej jakiejś wybitnej umysłowości, że ona nie zadowala się byle chłamem, że jeśli coś się w kinie powtarza, to znaczy, że to nie warte uwagi...
Kurt Cobain powiedział kiedyś coś a propos tworzenia muzyki (przepraszam, ale czytałem to wieki temu, więc pewnie zniekształcę niemożliwie, ale sens zachowam), coś w stylu: "Stary, gitara ma tylko sześć strun i dwadzieścia cztery progi, a oktawa dwanaście półtonów. To ograniczona liczba. Nie jest możliwe wieczne wymyślanie czegoś nowego. W końcu zaczniemy się powtarzać." To samo jest z filmami, książkami i tak dalej. Większość współczesnej twórczości to niestety odcinanie kuponów od tego co już było, coraz trudniej wymyślić coś nowego.
To chyba najkrócej jak umiałem. Pozdrawiam wszystkich miłośników kina, ale malkontentów też. Mała rada - wyciągnijcie kije z tyłków, to naprawdę uprzyjemnia żywot.
Nie mam kija w tyłku,ani w żadnym innym otworze,a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Mam jednak świadomość,że kryteria,którymi się kieruję mogą uchodzić,zwłaszcza w ocenie osób postronnych za, nazwijmy to"dość sztywne". Osobiście,nie odbieram tego jako powód do dumy,ani powód do wstydu;po prostu kwestia wrażliwości,nauki i praktyki. Poruszył pan bardzo ważną kwestię,chodzi mianowicie o wyznaczenie młodszemu pokoleniu kierunku, aby wiedziało, co uchodzi za dobre,a co niekoniecznie warte uwagi. U mnie w domu było,jest i będzie podobnie,to moja misja. Oglądam bardzo dużo filmów, większości z nich już nawet nie pamiętam,za to kilkanaście bardzo dobrze i przyznam się bez bicia,że wolę po raz setny obejrzeć np."Obcego" część pierwszą i trzecią niż ostatnią produkcję. Wyznaję zasadę,że lepiej mniej,a dobrze,niż więcej, a gorzej. Oczywiście potrafię cieszyć się z drobiazgów typu dobry cytat czy scena,i również uważam,że nawet z kiepskiego filmu można być zadowolonym.Warunkiem jest jednak określenie z góry, na co się
nastawiam,czego w danym momencie potrzebuję do szczęścia. Na koniec dodam,że słowa, które wypowiedział Kurt Cobain są ,w moim mniemaniu,zaprzeczeniem wszelkiego rozwoju cywilizacji. Uważam,że jeśli jedna "rzecz" cię ogranicza,to znak,że trzeba znaleźć/wymyśleć inną; czasem to jedyny sposób,aby móc dalej wyrażać siebie i popychać świat do przodu.