Ten film nawet w połowie, nie jest tym czym miał być. Tak, wiem że istnieje wersja Assembly Cut, która DALEJ JEST ŚREDNIA. Na plus inne, mądrzejsze zakończenie.
W Assembly Cut śmierć Ripley nabiera bardziej symbolicznego wymiaru, nie ma tu tej przesadzonej, melodramatycznej oraz żałosnej sceny z obcym wyłaniającym się z jej klatki piersiowej w locie. W wersji kinowej wyglądało to raczej jak nieudane połączenie męczeństwa z tanim horrorem dla ludzi z niskim IQ. Miało być wzniosłe, a wyszło niezręcznie.
A teraz trochę faktów, David Fincher nie uznaje żadnej z istniejących wersji Alien 3 za swoją. Ani Theatrical Cut (1992), ani Assembly Cut (2003) nie są według niego filmem, który chciał nakręcić i teraz wiem, dlaczego, bo to średniaki, nawet ten drugi po poprawkach, dalej jest tym samym średnio-żałosnym elementem popkultury.
Po premierze „Alien 3” Fincher otwarcie odciął się od filmu. Wielokrotnie mówił, że produkcja była dla niego traumatycznym doświadczeniem, bez scenariusza, z ciągłymi ingerencjami studia i ogromną presją czasową. W wywiadach podkreślał, że nie miał realnej kontroli nad filmem i nie był w stanie dokończyć go tak, jak chciał.
„To było jak kręcenie filmu z ręką zawiązaną na plecach, stojąc na jednej nodze w huraganie, słuchając ludzi, którzy nie mają pojęcia, co robią.” - parafraza z jego wypowiedzi w 2009 roku.
W pełni go rozumiem, bo zamiast dobrego s-f z elementami horroru wyszedł jakiś kicz-projekt dla płaczków i fanów pulpa s-f. Dla mnie ten film to BADZIEW. A poprawka jedynie co robi lepiej to zakończenie oraz ma kilka ładnych ujęć i na plus dodanych więcej dialogów, dlatego. Ten film to jak źle skrojony garnitur: wszystko się rozłazi, a zszyto to na szybko, byle się trzymało. Szkielet historii jest z waty, a nogi z gliny, całość chwieje się jak domek z kart zbudowany na ruchomych piaskach.
Fincher został zepchnięty na boczny tor pod koniec montażu. Studio 20th Century Fox narzuciło własne decyzje montażowe: wycięło sceny, uprościło dialogi, zmieniło rytm narracyjny i całkowicie przebudowało zakończenie. Ten film poszedł do kin bez zgody Finchera i do dziś traktuje się go jako wersję „okaleczoną”.
W 2003 roku, przy okazji wydania „Alien Quadrilogy”, studio Fox stworzyło Assembly Cut, czyli rekonstrukcję zgodną z pierwotną strukturą filmu Finchera. Bazowano na jego notatkach, materiałach roboczych i scenach, które nakręcił, ale…
Fincher odmówił udziału w jakiejkolwiek formie. Nie chciał promować ani poprawiać filmu, nie chciał być z nim wiązany. Bo wiedział, że ten film i tak po poprawkach BO SPIEPRZONY CAŁY SZKIELET FABULARNY ORAZ CAŁY RYS PSYCHOLOGICZNY BOHATERÓW.
Dlatego Assembly Cut nie jest „Director’s Cut”.
To tylko przybliżenie, zrobione przez studio, nie przez samego reżysera. I dlatego żadne wasze późniejsze wersje :4K CUT VERSION VERONI MINERAL FIT, MAMBO -JAMBO ITD. Nie zmienią TEGO ŻE TEN FILM TO ŚREDNIAK a jego młodsza poprawka to mniejszy ALE NADAL ŚREDNIAK. Możecie sami się oszukiwać ale to tylko plucie pod wiatr na własną mordę. Trójka JEST NIEUDANĄ KOLEJNĄ CZĘŚCIĄ w porównaniu do giganta jedynki i dwójki trójka tak naprawdę nie istnieje i się z tym dzieci pogódźcie inaczej zostaję tylko terapeuta albo silne tabletki.
No widzisz, a mi się trójka bardziej podoba niż druga część. Tam obcy to mięso armatnie, do tego te amerykanizmy z lat 80-tych z mięśniakami z wielkimi giwerami, przy czym to kobieta jest twarda, a największy mięśniak to żałosny tchórz. Nawet dziecko lepiej sobie radziło. Chyba Cameron chciał wykpić Stallone'a i Schwarzeneggera. Film wygląda ładnie, ale poza akcją treści tam niewiele.
Proszę Pani. Każda część „Obcego” jest amerykanizmem: fizycznie sprawni bohaterowie, konflikty na zasadzie zabawy w berka z ofiarą, przemoc i strach na pierwszym planie. Obcy pozostaje efektem wizualnym, a nie intelektualnym wyzwaniem. To kino natychmiastowej reakcji, nie refleksji. W odróżnieniu od Lema i Dicka, gdzie „inność” wymusza rewizję własnej percepcji, moralności i pojęć egzystencjalnych, hollywoodzki Obcy jest zabawką dla dorosłych dzieci: straszy, bawi, ale nie zmusza do myślenia. Z perspektywy Lemowskiej i klasycznej literatury s-f, taki model jest trywializacją pojęcia Obcego, to typowy „produkt kultury masowej”, gdzie dramaturgia i atrakcyjność wizualna zastępują intelektualną głębię.
To że Pani, czegoś nie widzi, to nie znaczy, że to nie istnieje. Każdy "Obcy" ma w sobie "Amerykanizmy" tylko na innej płaszczyźnie w poszczególnych tytułach.
W żadnej części, Obcy nie jest katalizatorem refleksji, lecz mechanizmem dramaturgicznym. Jego „obcość” nie wchodzi w żadne głębsze relacje z ludźmi, nie kwestionuje ich etyki ani świadomości, ogranicza się do fizycznego zagrożenia, powtarzam, każda część Obcego to Amerykanizm i druga część nie wyróżnia się niczym więcej, prócz tego że jest szybciej i więcej.
Każda część „Obcego” jest nie tylko produktem amerykańskiego przemysłu filmowego, ale wręcz jego lustrzanym odbiciem, nie da się inaczej. Hollywood ma swoje prawa, bohater musi być twardy, instynktowny, łatwy do polubienia, konflikt prosty i jednoznaczny, a zagrożenie spektakularne i natychmiast odczuwalne. Obcy, choć efektowny wizualnie, nigdy nie będzie oceanem myślącym, jak u Lema, ani ideą destabilizującą rzeczywistość, jak u Dicka.
A co do Pani upodobań: Wcale się nie dziwię, ponieważ trójka jest podlana aurą tajemniczości i próbuję być pierwszą częścią(co po troszku jej wychodzi), a więc był powrót do korzeni. Czy udany? No nie. Dlaczego?(odsyłam do pierwszego komentarza, gdy Pani przeczyta ze zrozumieniem, być może, dojrzy coś więcej).
Usprawiedliwienie? tak, dam. To nie jest wizja Finchera, tylko dużych mentalnych dzieci, którzy mieli wtedy za dużo pieniędzy i nie wiedzieli, co z nimi robić i bardzo słusznie że się odciął od tej części(szkoda także że od marki). Co do drugiej częśći, Cameron zniszczył wizję Scotta, nie odkryła Pani, Ameryki. Ale, nawet Scott, robiąc „Obcego”, tworzył kino masowe, tylko w formie bardziej subtelnej. Obcy, choć efektownie zaprojektowany, dalej jest antropomorficzny, głowa, ręce, nogi itd.
To nie jest żadna „niewyobrażalna inność”, tylko coś strawnego dla amerykańskiego małego móżdżka. „Puma w kosmosie”, która zamiast krwi ma, żrący płyn. To klasyczny amerykanizm: potwór jest atrakcyjny wizualnie i przerażający, ale jego obcość ogranicza się do powierzchownych, spektakularnych właściwości, które łatwo „przetrawić” bez wysiłku intelektualnego.
„Obcy” 3 to produkt Hollywood w najczystszej postaci, subtelniejszy, ale nadal amerykanizm. Zarówno Scott jak i Fincher, serwują nam horror i klaustrofobię, ale tak, żeby widz mógł odetchnąć i nie myśleć za dużo: Obcy jest straszny, bo wygląda dziwnie, a nie dlatego, że zmusza nas do filozoficznej refleksji nad ewolucją czy świadomością.
Cameron w „Obcym 2” po prostu wziął te same schematy i podkręcił: więcej broni, więcej mięśniaków, więcej widowiska, mniej niepewności. Pierwszy oraz trzeci "Obcy" nie różnił się od dwójki, tak bardzo w naturze amerykanizmu, różnica jest tylko w tempie i subtelności gry z widzem. Każdy "Obcy" odbija nasze lęki w prostym, dramatycznym kształcie, tak, TRÓJKA TEŻ. Przykro mi to stwierdzić, ale „Trójka” nie wniosła żadnej głębi, jest tak samo amerykańska jak cała marka, tylko pod innym odbiciem. Fundament fabuły pozostaje płaski, a trzecia część nie wyróżnia się pod względem merytorycznym ani koncepcyjnym.
Chciała Pani zabłysnąć swoją interpretacją, ale niestety się nie udało. Współczuję, bo taki sposób patrzenia na tę serię, nie pozwala dostrzec prawdziwego charakteru marki.
Wolę podejście z pierwszej i 3 części gdzie jeden łowca stanowi zagrożenie, a dwójka to po prostu walka z hordą. Napisałeś, że obcy nie wchodzi w interakcje z bohaterami poza zabijaniem, ale to nie do końca prawda. W trójce Ripley jest nosicielem przyszłej królowej i dla obcego jest nietykalna. Jeszcze bardziej to uwypukla czwarta część, gdzie dziecko morduje królową, bo uważa klona Ripley za prawdziwą matkę, a przy scenie jego śmierci widać żal i smutek, że został zdradzony, mimo przerażającego wyglądu, przejął jakieś ludzkie cechy przynajmniej w okazywaniu ich do Ripley.