Już po opisie widzę, że film, który z założenia miał być emocjonującym dramatem grupki ludzi tak na prawdę sprowadza się do ich uprzywilejowania. Oto garstka bogatych chłopców ratowana na międzynarodową skalę zyskuje ogromną popularność i cały świat liczy, że uda się ich uratować. W mojej głowie pojawia się pytanie czy gdyby była to garstka tubylców ktokolwiek by się przejął? A może zyskaliby co najwyżej wzmiankę w międzynarodowej prasie 'straszna tragedia' i nikt nawet nie pomyślałby, żeby wysłać amerykańskich komandosów, żeby ich ratować?
Film to odwzorowanie akcji ratunkowej w jaskini Tham Luang w Tajlandii, o której było głośno nawet i u nas, więc ten komentarz troszeczkę nietrafiony. Zaginęli właśnie tubylcy.