Przykład znakomitej reżyserskiej roboty – starannie zaplanowane stopniowanie napięcia u widzów. Bo z minuty na minutę, tocząc beznadziejną walkę z sennością, spinamy się poganiając w myślach te biedne rekiny, żeby wreszcie udało im się zeżreć dwójkę żałosnych debili w akwalungach, skoro ani oni nie mają pomysłu na grę, ani reżyser na prowadzenie filmu. Pożrą – nareszcie będziemy mogli pójść do domu. A tam weźmiemy kąpiel z naszą ukochaną szczoteczką-kaczuszką i to będzie o wiele bardziej zajmujące niż ta porażająca wodna nuda.