Kicz okrutny. Fabuła wydumana i pozbawiona logiki - przykładem Phibies każe Vaseliusowi wyciągnąć klucz z klatki piersiowej własnego syna i oczywiście nikt nie zastanawia się jak go tam umieścił. Nawet produkcje wytwórni Hammer (np. "The devil rides out") biją to dzieło o głowę. Rozumiem, że Price i Cotton dorabiali już do emerytury ale w ten sposób? Tylko dla najwierniejszych fanów.
Nie zgodzę się z powyższym. Owszem, kicz, ale kontrolowany! Przecież cały ten film jest tak naprawdę czarną komedią, spreparowaną z typowym brytyjskim humorem! I te cudowne dekoracje art deco, no i, oczywiście, genialny Price! Bardzo podobny schemat fabularny, no i tego samego aktora mamy potem w Theater of Blood.
Dla mnie prawdziwa bomba. Dr. Phibes Rises Again też dobre, choć już nie tak.
De gustibus non disputandum est. Osobiścię wolę jednak produkcje Hammera lub filmy Cormana jeżeli mówimy już o kiczu. Pozdrawiam.
Żeby nie było: ja też lubię Hammery i Cormana - jak widać, jedno nie wyklucza drugiego. Jednak kicz w Hammerach czy u Cormana wynika przede wszystkim z niskiego budżetu i pośpiechu produkcyjnego, tu zaś jest świadomym i zamierzonym składnikiem fabuły ;-) to już taki postmodernizm.
Właśnie owa scena i cała seria jego mściwych czynów, dała mi do zrozumienia że film mógł być protoplastą kina w stylu filmu " Saw".
W zasadzie to duży zawód jak dla mnie. Wiem że to kicz, ale przeraźliwie monotonny. Przez cały film dzieje się to samo- detektywi coś tam rozkminiają, ale za elokwentni to oni nie są i i tak większość tropów przychodzi do nich sama. Dr Anton Phibes morduje wciąż swe ofiary w dziwny sposób w przerwach grając coś na organach, albo rozmawiając z martwą żoną. Tylko zakończenie mnie satysfakcjonuje- jak wspomniał Animal miało coś z "Piły". Muszę też przyznać że dekoracje i kolorystyka są niezłe, nie pasują w żaden sposób do epoki w której film powstał, ale mają swój urok. Vincent Price zagrał jak mógł, ale postać go wyraźnie ograniczała. Ogólnie daję bardzo słabe 5.
Duże rozczarowanie! Obok Tower Of London i Klubu Potworów chyba najsłabszy film z Vincentem.
Przede wszystkim zabrakło jego głosu i mimiki. Gramofon to jednak nie to samo.
Generalnie widać, że kryminał to nie była jego bajka, choć jeszcze The Bat dało radę obejrzeć.
Nużące sceny, wlekący się początek z organami, milcząca asystentka, smętne gadki detektywów...no kiepsko i tyle.
Kiepsko, fakt:( W ogóle te sceny z organami czy to początkowa czy późniejsze wleką się niemiłosiernie. Nie ma co sobie dorabiać jakiejś ideologii, że to kicz kontrolowany i jest świadomym i zamierzonym składnikiem fabuły. To bzdura. Film jest cienki, a kicz wylewający się z niego świadczy tylko i wyłącznie o nieudolności twórców:)