san sebastian i sundance ?!?!
kenijczyk za argentyńskie pieniądze robi film o meksykańcach w usa i szydzi z polaków. zwroty akcji jak z komedyjek romantycznych
natężenie przypadków i przypadeczków w 110 minutowym filmie gigantyczne.
ćpunka magda raz jest bezdomną dziwką a raz romantycznie nabalsamowaną i opaloną pięknością w zacnym staniku.
interwencja policji zachwyca
straszne gówno
jakby studenci reżyserii z pierwszego roku połączyli budżety 11 10-minutowych ćwiczeń i chcieli zrobić ciekawy dramat społeczny, głęboko zaangażowany w sprawy i globalne i personalne.
scena gdy pedro leje zboczonego grubasa jest chyba jedyną która choć w małym stopniu odstaje od reszty, pomyślałem w trakcie oglądania choć na koniec i tak zlała się z innymi "dramatycznymi"
i ta kamera która rusza się po to żeby się ruszać.
och, jaki patriotyzm ci się kaczy włączył
film dobry, dramat w pełnym tego słowa znaczeniu. i od kiedy pochodzenie reżysera ma wpływ na film? nonsens.
film oceniłam 7/10